poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 10 - Test napastników

W szkole w Hokkaido...


       Właśnie rozpoczynał się poranek i słońce powoli zaczęło przedzierać się przez gęsty las, by w końcu dotrzeć do pewnej szkoły, na której dachu leżał jeszcze świeży śnieg. Ciepłe promienie sprawiły jednak, że biały puch zaczął się powoli rozpuszczać i pojedynczymi kropelkami spadał na parapet jednego z pokoi. Tak się akurat zdarzyło, że pokój ten należał do trzech dziewczynek. Wszystkie drzemały sobie jeszcze smacznie pod ciepłymi kołdrami. Ale nie trwało to długo, gdyż już kilka minut później, w pokoju rozległ się głośny dźwięk budzika.
       Dziewczyna o fioletowych włosach, uderzyła ręką w zegarek, wyłączając go przy tym, po czym przeciągnęła się i z szerokim ziewnięciem wstała z łóżka. Potrząsnęła zielonowłosą dziewczyną mówiąc:
- Silvia... Pora wstawać.
- Ok - odparła tamta, po czym zwlekła się z łóżka.
- Obudź Nelly a ja pójdę się umyć. A potem pewnie trzeba będzie obudzić chłopaków.
- Zapewne - przyznała jej rację druga menadżerka, po czym poszła budzić ostatnią śpiącą w pokoju dziewczynę, a filetowowłosa dziewczyna udała się do łazienki. Była to oczywiście Yuri.
       W łazience spędziła kilka minut, po czym wyszła i uśmiechnęła się wesoło do koleżanek.
- To jak? Idziemy budzić naszych śpiochów?
- Jasne - odpowiedziała z uśmiechem Silvia. - Daj mi się tylko umyć.
- Nie ma sprawy. Zaczekam.
       Wkońcu już wszystkie cztery były gotowe i wyszły z pokoju. Silvia i Yuri udały się do sąsiednich pokoi, natomiast Nelly zeszła na dół, by zacząć przygotowywać śniadanie.
- Ja biorę Vectora i Jacka, oraz Nathana z ekipą - powiedziała Yuri.
- No wiesz co? - oburzyła się Silvia, jednak na jej ustach pojawił się uśmiech. - Czyli ja mam obudzić Wybuchową gromadkę oraz Axela, Jude'a i Marka?
- Mhm... - potwierdziła Sasaki.
- Ten ostatni za nic w świecie nie wstanie - jęknęła Woods, na co jej przyjaciółka cicho się zaśmiała.
- Powodzenia - powiedziała w jej kierunku, po czym zapukała do pierwszych drzwi, a nie słysząc odpowiedzi, weszła do pokoju.
       Pomieszczenie nie było zbyt wielkie. Nieco mniejsze od pokoju menadżerek, ale nocowało tu tylko dwóch chłopców. Yuri popatrzyła najpierw na Jacka, a potem na Vectora, zastanawiając się, którego obudzić jako pierwszego. W końcu doszła do wniosku, że łatwiej będzie z fioletowowłosym. Podeszła do jego posłania i potrząsnęła chłopaka za ramię.
- Pora wstawać Vector - powiedziała.
- Nie ma sprawy - odpowiedział spokojnie, po czym usiadł i się przeciągnął.
       Yuri patrzyła na niego przez chwilę ze zdziwieniem. Trwało to wystarczająco długo, by piłkarz zorientował się, że coś jest nie tak.
- Coś się stało? - zapytał marszcząc brwi.
- Nie, nie - odparła pospiesznie menadżerka. - Jestem po prostu zdziwiona, że wstałeś, bez żadnych protestów.
       W odpowiedzi chłopak tylko wzruszył ramionami i odpowiedział:
- Przywykłem do tego, że nigdy nie śpię tak długo jak chcę, więc po prostu wstaję, kiedy muszę.
       Sasaki patrzyła na chłopaka jeszcze przez chwilę w zdumieniu, po czym otrząsnęła się i poprosiła:
- Pomożesz mi obudzić Jacka? Myślę, że z nim, nie będzie już tak łatwo.
       Chłopak skinął głową i po kilku minutach, udało im się ściągnąć chłopaka z łóżka. Yuri uśmiechnęła się do chłopaków na pożegnanie, po czym przeszła do kolejnego pokoju. Zapukała, a nie słysząc reakcji, nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia. Rozejrzała się po mieszkańcach pokoju, po czym podeszła do swojego kuzyna i szarpiąc go za ramię zaczęła budzić. Po kilku minutach niebieskowłosy w końcu otworzył oczy, po czym pomógł Yuri obudzić dwóch pozostałych chłopaków.
- Do zobaczenia na śniadaniu! - krzyknęła wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi.
       Rozejrzała się po korytarzu, szukając wzrokiem Silvii, ale nigdzie jej nie było. Ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się, co tez może dziać się z przyjaciółką, zeszła na dół, by pomóc Nelly w przygotowaniu śniadania. Fioletowowłosa, nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej koleżanka, była w pokoju tuż obok i usiłowała właśnie obudzić pewnego śpiocha. Oczywiście był nim, nie kto inny, tylko Mark Evans we własnej osobie.
- Nie no, ja się poddaje - powiedziała Silvia załamując ręce. - Jak mam go niby obudzić?
- Zostaw to nam - powiedział Jude. - Jakoś spróbujemy sobie z nim poradzić, a ty idź budzić resztę.
- Ok - powiedziała dziewczyna, po czym wyszła z pokoju.
- Masz jakiś pomysł? - zapytał przyjaciela Axel.
- Nie bardzo - przyznał strateg.
       Silvii udało się obudzić ich obu. Byli już wyszykowani i gotowi na trening. Mark stanowił jednak pewien problem. Obaj chłopacy siedzieli na swoich łóżkach i zastanawiali się jak by tu obudzić kapitana. Jednak drzwi otworzyły się nagle, przerywając ich myśli i do pokoju wpadł jak huragan Mikael, a zaraz za nim wszedł Sharus.
- Przepraszam za niego - powiedział białowłosy. - Próbowałem go powstrzymać, ale się uparł.
       Jude i Axel wymienili zaskoczone spojrzenia nie bardzo wiedząc, co chłopak ma na myśli. Ale wszystko się wyjaśniło, kiedy Mikael podbiegł do łóżka Marka i wrzasnął:
- Wstawaj Mark! Nie będziesz spał przez cały dzień! Pora na trening!
- Trening!? - krzyknął zaskoczony bramkarz i poderwał się na łóżku jak oparzony. Przez chwile był mocno zdezrientowany, jednak już po chwili krzyknął zrywając się z łóżka - Na co my jeszcze czekamy!? Chodźmy zagrać!
       Z tymi sławami ruszył w kierunku drzwi. Nie dotarł jednak do celu, gdyż Sharus zagrodził mu drogę.
- O co chodzi? - zapytał zdumiony kapitan.
- Może byś się najpierw ubrał Mark? - zaproponował z politowaniem obrońca.
       Bramkarz spojrzał na swój strój i aż krzyknął ze zdziwienia, po czym podrapał się zakłopotany po głowie i powoli wycofał w stronę szafy.
- Masz rację. Zagramy jak tylko się przebiorę - powiedział, po czym wyciągnął z szafy ciuchy i pobiegł do łazienki.
       Axel i Jude wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęli się do siebie lekko. To był cały Mark. po chwili, chłopak wyszedł z łazienki i uśmiechnął się do wszystkich zgromadzonych w pokoju.
- Ok! - krzyknął. - Chodźmy na śniadanie, a potem pora na trening...


***

Pół godziny później na boisku...


       Dzień był wyjątkowo pogodny i mimo, że wciąż powiewał zimny wiatr, na dworze było bardzo ciepło. Na boisku zebrała się już cała drużyna piłkarska Liceum Raimona wraz z menadżerkami. Brakowało jeszcze tylko jednej osoby.
- Gdzie jest trener Hibiki? - zapytał Mark, odwracając się ku swoim koleżankom.
- Nie widziałam go od rana - przyznała Silvia, po chwili zastanowienia.
- Myślicie, że coś się stało? - zapytał Jude.
       Jakby w odpowiedzi na słowa chłopaka, na schodach pojawił się wysoki, postawny mężczyzna i zaczął ostrożnie schodzić po schodach. Kiedy już znalazł się na dole, zbliżył się ku chłopcom i krzyknął:
- Zbiórka!
        Już po chwili stało przed nim jedenastu zawodników. Przyjrzał się powoli każdemu z nich, a napotykając spojrzenie wesołych oczu Marka, od razu się rozpogodził.
- Czy wszyscy już są?
- Tak! - odkrzyknęło jedenaście zgodnych głosów.
- To dobrze - powiedział. - Dzisiaj przetestuję wasze osobiste umiejętności. Kiedy wrócimy do szkoły, będziemy mieli niecały tydzień, by dowiedzieć się kto będzie naszym pierwszym przeciwnikiem w eliminacjach regionu. Do tego czasu muszę poznać wasze umięjętności, by opracować odpowiednie ustawienie. Dlatego dzisiaj będziecie ćwiczyć indywidualnie. Czy wszystko jasne?
- Tak trenerze Hibiki - odpowiedzieli zgodnie zawodnicy.
       Mężczyzna przebiegł wzrokiem po nich wszystkich. Widział jak bardzo są podekscytowani wizją indywidualnego treningu. Doskonale to rozumiał. Mieli właśnie możliwość pokazania się z jak najlepszej strony i żaden z nich nie chciał zaprzepaścić tej szansy. Mężczyzna skinął głową. Dobrze pamiętał czasy, kiedy sam taki był. Szybko jednak przerwał rozmyślania.
- W taj chwili najważniejsi są ci chłopcy. Później będzie czas na inne sprawy - pomyślał.
- Najpierw chcę zobaczyć, jakie macie strzały. Mark, idź na bramkę.
- Oczywiście trenerze! - krzyknął Mark, po czym pędem ruszył na odpowiednie stanowisko.
       Mężczyzna patrzył przez chwilę za bramkarzem, po czym odwrócił się w kierunku pozostałych członków drużyny.
- Wszyscy, którzy mają w zanadrzu jakieś specjalne strzały niech do mnie podejdą.
       Z szeregu wystąpiło pięciu chłopców. Trener popatrzył na nich przenikliwie. Stali przed nim Axel, Kevin, Mikael, Dakota i Zicco. Zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział:
- Mikael.
- Tak? - zapytał czerwonowłosy.
- Zaatakuj bramkę.
- Dobrze - odpowiedział chłopak, po czym pędem ruszył na środek boiska.
       Najlepszy przyjaciel zawodnika, który został wymieniony chwilę temu, westchną po czym zawołał:
- Mikael!
- Co!? - odkrzyknął tamten, zatrzymując się i spoglądając w stronę kolegi.
       Sharus tylko przewrócił oczami, po czym wziął do ręki piłkę i kopnął ją do chłopaka z tatuażem, który z łatwością ją odebrał. Białowłosy tylko westchnął.
- Jak zwykle. Czy ja jestem jakąś niańką, czy co?
       W tym samym czasie chłopak z blizną na twarzy patrzył w skupieniu na wydarzenia, które miały miejsce na boisku. Przyglądał się czerwonej czuprynie napastnika, który zaczął biec w kierunku bramki. Kilka metrów przed nią, wykonał Strzał Feniksa, jednak Mark zatrzymał strzał z niebywałą łatwością używając przy tym Młota Gniewu.
- Zicco - usłyszała za sobą spokojny głos.
       Odwrócił się i spojrzał na trenera.
- Teraz twoja kolej.
- Dobrze - odpowiedział, po czym wyszedł na środek boiska.
       Rozejrzał się wokół. Najpierw zapatrzył się na krajobraz wokół siebie, a po kilku chwilach w końcu odważył się spojrzeć w niebo. Nie wytrzymał tego jednak długo i spuścił wzrok na piłkę.
- Czy dobrze zrobiłem, przyznając się, do tego ataku? Może... może powinienem był pozostawić to w tajemnicy. Może tak byłoby lepiej.
       Nagle, do uszu chłopaka dobiegł krzyk:
- Dawaj Zicco!
       Podniósł głowę i spojrzał prosto w rozświetloną uśmiechem twarz Marka. Widział iskry ekscytacji w jego oczach i nagle poczuł, jak schodzą z niego wszelkie troski. Uśmiechnął się do bramkarza i krzyknął:
- Jesteś gotów?
- No jasne! - odpowiedział tamten, na co niebieskooki uśmiechnął się szeroko.
- Idę! - krzyknął, po czym pobiegł na bramkę chronioną przez Evansa.
       Początkowo, biegł spokojnie, jednak już po kilku krokach, niemiłosiernie przyspieszył, a wokół, jego całego ciała, pojawiła się biała łuna. Kilka metrów od bramki, uniósł się w powietrze, a wyglądało to tak, jakby biegł, unosząc się nad ziemią. Nagle wyskoczył w górę, zrobił salto do tyłu, po czym kopnął piłkę obiema nogami jednocześnie, krzycząc:
- Pierwotna Energia!
       Piłka z zawrotną prędkością pomknęła na bramkę, a bramkarz przypatrywał się atakowi zafascynowany. Kiedy zorientował się, jak blisko niego jest piłka, próbował wykonać technikę. Nie był jednak wystarczająco szybki. Już po sekundzie, piłka krążyła w siatce. Evans nawet się nie zorientował, kiedy atak przemknął tuż obok niego.
- To... to... To było niesamowite! - krzyknął podekscytowany podbiegając do Meadelinga. - Gdzieś ty się tego nauczył?
       Zicco spojrzał w górę i po raz pierwszy odkąd odszedł, uśmiechnął się w kierunku nieba.
- W pewnym specjalnym miejscu - odpowiedział przenosząc wzrok na roziskrzone oczy Marka.
- To było wspaniałe. Cieszę się, że miałem okazję to zobaczyć. Chcę z tobą grać.
       Słowa chłopaka, bardzo zaskoczyły niebieskookiego, który wpatrzył się w Evansa ze zdumieniem. Nie trwało to jednak długo. Po chwili, oblicze Meadelinga rozjaśnił uśmiech.
- Dziękuję Mark - powiedział, po czym poklepał bramkarza po plecach i zszedł z boiska robiąc miejsce następnemu zawodnikowi. Po raz pierwszy był zdecydowanie pewien swojego wyboru...


***

Kawałek dalej, na skraju lasu...


       Mężczyzna ubrany w szarą kurtkę, stał na skraju lasu, ukrywając się za krzakiem. Przez boisko przetaczała się gama uczniów, ale on, zwracał uwagę, tylko na jednego z nich. Był to niebieskooki chłopak z blizną na twarzy. Kiedy wszedł na boisko, mężczyzna wciąż nie spuszczał z niego wzroku. Musiał wiedzieć wszystko. Jeżeli przeoczy choćby szczegół, mocno tego pożałuje.
       I właśnie wtedy wydarzyło się coś, co sprawiło, iż nasz tajemniczy obserwator na chwilę przestał oddychać. Pierwotna Energia. Nie mógł w to uwierzyć.
- A więc jednak to zrobił.
       Mężczyzna natychmiast wyjął z kieszeni telefon i wybrał właściwy numer. Przez cały czas patrzył na pewnego chłopca, który właśnie schodził z boiska z uśmiechem. Już po drugim sygnale usłyszał w słuchawce, dobrze znany głos.
- Zrobił to - oznajmił, bez żadnych wstępów. - Wykonał Pierwotną Energię.
       Rozmówca naszego bohatera coś odpowiedział, na co ten, tylko skinął głową.
- Niech się Pan nie martwi. Będę go pilnował. Kiedy przyjdzie czas zostanie należycie ukarany, ale do tego czasu, nie spuszczę go z oczu nawet na sekundę.
       Po tych słowach rozłączył się i mocniej przywarł do pnia drzewa, przy którym stał. Przebywał już w tym miejscu od dłuższego czasu i powoli zaczynał marznąć. Nie zamierzał okazać słabości. Miał zamiar wypełnić misję. I był pewien, że mu się to uda...


***

Z powrotem przenosimy się na boisko...


       Dakota właśnie przyglądał się Markowi, gdy ten zatrzymywał strzał Kevina. Przed różowowłosym na boisko wszedł Axel. Indianin przeniósł wzrok na blondyna i popatrzył na niego spod przymrużonych powiek. Musiał przyznać, że ten chłopak był niesamowity. Dokładnie taki, jak go sobie wyobrażał, o ile nie jeszcze lepszy. Wiedział, że sam jest dobrym zawodnikiem, ale nie miał szans, równać się Płomiennym Napastnikiem. Chciał jednak spróbować. Pragnął tego tak bardzo, że gdy tylko trener wywołał jego imię ruszył na boisko, a przechodząc obok Axela powiedział do niego:
- Będę lepszy niż ty.
       Po tych słowach Ciemnoskóry ruszył na środek boiska. Nie widział, jak Blaze rzuca mu zaskoczona spojrzenie. Ale nawet gdyby o tym wiedział, nie przejąłby się tym zapewne. Zależało mu, by pokazać się w tej chwili z jak najlepszej strony przed całą drużyną. I wierzył, że mu się to uda.
       Było to przynajmniej do czasu, gdy nie stanął na odpowiednim miejscu i nie spojrzał przed siebie. Kilka metrów na wprost niego, stał przygotowany do obrony Mark. Wtedy Dakota zaczął nabierać wątpliwości.
- Ostatnio, kiedy się ze sobą zmierzyliśmy, pokonałem go, ale użył wtedy zaledwie Pięści Sprawiedliwości. Wczoraj pokazał, że stać go na wiele więcej. Nie wiem czy będę w stanie mu strzelić, ale muszę spróbować. Nie chcę przegrać z Axelem. I nie chcę przegrać z Markiem.
- Gotowy? - krzyknął do bramkarza.
- Dajesz! - odpowiedział mu Evans.
       Chłopak więc, ruszył w kierunku bramki. Pierwszym atakiem, który wykonał była Lawina. Tak jak się spodziewał, kapitan z łatwością złapał piłkę, przy użyciu Wymiarowej ręki. Indianin zagryzł wargę. Teraz musiał się bardziej postarać.
       Kiedy Mark, odrzucił Dakocie piłkę, ten z łatwością ją przyjął, po czym odszedł kawałek od bramki. Kiedy był już w odpowiedniej odległości od swojego celu, ruszył ku bramkarzowi. Parę metrów przed Evansem, wyskoczył w powietrze, po czym kopnął w piłkę pod specyficznym kątem.
- Iluzja! - wrzasnął, po czym wylądował w przysiadzie na ziemi, a piłka pognała ku siatce.
       Na jej drodze, pojawił się bramkarz, który właśnie miał zamiar złapać footbolówkę. Wtedy zdarzyło się coś dziwnego. Piłka, jakby nagle rozszczepiła się i zamiast jednej, na boisku były już cztery. Mark zdezorientowany złapał jedną z nich, ale nic to nie dało, po pozostałe trzy właśnie wpadły do siatki. Bramkarz popatrzył na to z zaskoczeniem.
- Co... Co to było? - zapytał sam siebie, wpatrując się w footbolówkę, którą trzymał w rękach.
       Jednak bramkarz, szybko doszedł do siebie i na jego twarzy pojawił się wyraz zachwytu. Evans podbiegł do Indianina i powiedział:
- To było niesamowite!
- Dzięki - odpowiedział tamten bez choćby cienia chełpliwości i tylko na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
       Zanim Mark zdążył odezwać się choćby słowem na boisku rozległ się donośny głos trenera:
- Wszyscy do mnie!
       Cała drużyna natychmiast podeszła do mężczyzny i popatrzyła na niego z wyczekiwaniem. Hibiki już po chwili przemówił:
- Na razie koniec treningu. Po południu sprawdzę zdolności obrońców i pomocników, a potem przeprowadzimy specjalny trening.
- Dobrze trenerze! - wykrzyknęło jedenaście zgodnych głosów.
- Teraz macie czas wolny - powiedział mężczyzna, po czym oddalił się, a na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech.
       W tym czasie zawodnicy i menadżerki zbili się w koło i zaczęli dyskutować.
- Co teraz robimy? - zapytał Mark.
- Może będziemy walczyć z kosmitami - zaproponował Nathan ze śmiechem, mrugając przy tym do kapitana.
- No nie... Znowu? - zapytał speszony Evans, na co wszyscy się roześmiali.
- Niedługo obiad - oznajmiła Silvia. - Możemy teraz pójść do ośrodka. Wy się przebierzecie, a potem, jeszcze przed posiłkiem, możemy zagrać w karty.
- To jest całkiem niezły pomysł - poparł dziewczynę Zicco, a pozostali skinęli głowami, na znak, że im również podoba się taka perspektywa.
- Więc postanowione - stwierdził Evans. - Chodźmy do ośrodka!
       Po tych słowach wszyscy ruszyli ku szkole. Mikael, Sharus i Kevin na samym przodzie, a za nimi reszta drużyny. Mark, Axel i Jude szli prawie na samym końcu, dyskutując o czymś zawzięcie. Jedynymi osobami, które podążały za nimi, były trzy menadżerki, które patrzyły z uśmiechami na drużynę. Wspaniale było mieć przyjaciół...


W następnym rozdziale... 

Jesteśmy już gotowi na kolejny trening. Tym razem przetestowani zostaną nasi obrońcy i pomocnicy. Trener chce zapewne poznać nasze wszystkie mocne i słabe strony, by móc nam później dawać odpowiednie rady w nadchodzących meczach. Ale zaraz... Przed nami specjalny trening! Już nie mogę się go doczekać. Zastanawiam się tylko, czego będzie dotyczył.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Gomen, gomen, gomen i jeszcze raz gomen! Wiem, że dawno nie pisałam. Przepraszam. Powiem szczerze, że nie chodzi o to, że nie miałam czasu, bo jakiś bym tam znalazła, ale po prostu nie miałam weny na ten rozdział. Ale... No cóż. Miałam wyrzuty sumienia, że ostatnio nic tutaj nie dodawałam, więc napisałam ten oto rozdział. Wiem, że nie powala i w ogóle, ale myślę, że ujdzie. Nie jest zły jak na to, że nie miałam na niego pomysłu, więc... No cóż. Życzę miłego czytania i proszę o komentarze. Chcę poznać wasze zdanie na temat moich wypocin. O ile oczywiście, ktoś jeszcze tu jest.
Pozdrawiam :)

15 komentarzy:

  1. Rozdział super. Jak mi brakowało tego bloga. Powaga. Teraz prawie niemam nic do czytania na blogach. Wracając do rozdziału to Dakota nieprzestaje zadziwiać. Czekam na kolejny. Dawna Kemari.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobało i mam nadzieję, że nastepny rozdział też cię zadowoli :)

      Usuń
  2. Gomen! (teraz moja kolej :D )
    Ostatnio miałam... ogrom... ogromny ogrom... ogromny ogrom ogromów... ogrom ogromny ogromów ogromu..... No, duuużo nauki :)
    Jeszcze konkurs strażacki... Dowiedzieliśmy się wczoraj, że dziś go piszemy... T,T Jestem wypompowana...
    Wybacz, ale mogę trochę marudzić, w takim stanie...
    Nie jestem w stanie napisać fragmentu rodziału... Ani troszkę...
    Geez...
    Umieram...
    Ale wiesz co, tak myślałam, o blogu o IE, myślałam, myślałam... i tak pomyślałam, żeby go nie zamykać. Jeśli będzie go ktoś czytać, to ja będę pisać. Jesteś pierwszą osobą która o tym wie :D
    Ale komentarze są do komentowania rozdziału, a ja zupełnie z innej beczki ^^"
    Film mi się podoba. Z każdym rozdziałem ten mężczyzna wzbudza moją ciekawość... Jak coś, mogę go uderzyć??? :)
    Ojjj :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D <3
    Czekam, i przesyłam resztki roztrzaskanej i zdruzgotanej weny...

    PS>
    Skasował mi się rozdział na IE... D': Czy ten świat tylko mnie tak nienawidzi?!
    AMBA FATIMA BYŁO I NI MA!
    To moje motto życiowe...

    PS2>
    Blog śliczniutki :D Jestem zachwycona :D

    PS3>
    Pisz szybko, proszę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geez...
      Jaki film? Rozdział mi się bardzo podobał. Rozdział. Żaden film.

      No.

      Usuń
    2. Bidulka... Szkoda mi ciebie, takiej zmęczonej i wyczerpanej. Mam nadzieję, że niedługo dojdziesz do siebie :) I nie przejmuj się, możesz mi marudzić ile chcesz :)
      Fajnie, że nie zamykasz bloga o IE. Napewno będę tam zaglądać. Jestem zaszczycona faktem iż to ze mną podzieliłaś się tym faktem, jako z pierwszą osobą. Dziękuję :) Na Haiyku ( dobrze napisałam? ) oczywiście też będę wpadać :D
      Cieszę się, że rozdział ci się spodobał. Tak, nie ma problemu, możesz tego faceta walnąć. Napewno jeszcze sobie na to zasłuży ;)
      Biedna... Chybabym coś roztrzaskała, gdyby przepadł mi cały rozdział. Nie no... Rozumiem jak się czujesz. Mnie ostatnio się komputer zepsół i było prawdopodobieństwo, że nie odzyskam żadnych danych, czyli zdjęcia, prace do szkoły, opowiadania... Wszystko miało przepaść. Na szczęście, udało się odzyskać dane więc było ok :)
      Cieszę się, że wygląd bloga ci się podoba. Ja na początku byłam nim tak zachwycona, że non stop wchodziłam na bloga, żeby go poogladać. Mnie też bardzo się podoba. Annie odwaliła kawał doskonałej roboty :D
      Następny rozdział postaram się napisać w miarę szybko, ale nic nie obiecuję :)
      Pozdrawiam XD

      Usuń
  3. Nie mam słów - a to u mnie rzadko się zdarza... Chociaż nie. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło! Więc możesz być dumna! Chyba tę datę zapiszę sobie w kalendarzu :)
    Gdy tylko zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać - a to też rzadko się zdarza.
    Fabuła, język i styl... Niesamowite! Wyśmienite! Fantastyczne! Genialne!
    Twój blog jest jednym z najlepszych jakie czytałam! I to nie tylko biorąc pod uwagę IE!
    No i jeszcze nie zapomnijmy o wizualności! Masz przepiękny szablon!
    Już sama muzyka mnie porwała (rzadko kto piszący o IE daje jakąś muzykę z niej. Dlaczego?!) !
    Raju, to chyba... Nie, nie chyba, ale na pewno nie jest ci to potrzebne, bo masz jej tony, no ale...
    WENY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany! Nie, no... Twoje słowa strasznie mnie poruszyły. Ty chcesz, żebym zaczęła beczeć?! Naprawdę... To co napisałaś wiele dla mnie znaczy. Cieszę się, że udało mi się napisać coś takiego, co tak ci się spodobało.
      Dziękuję bardzo :) Naprawdę jestm ci wdzięczna za ten komentarz XD

      Usuń
  4. Powoli wracam do się xD
    Zostałaś nominowana do LBA! (trochę późno, przepraszam)
    ^^'
    http://inazuma-eleven-new.blogspot.com/2014/12/liebster-blog-award-x2.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczelam niedawno, ale musze powiedziec, ze bede czytala dalej ;) Oraz wiedz, ze masz nowa czytelniczke. Ciekawia mnie twoje postacie, mam juz chyba swoich ulubiencow, ktorzy sa lepsi od Axel'a(?)(wybacz mi Axel). Ale no coz, tak tez bywa, mam takie pytanie: Gdzie reszta?
    Pisz bo czekam.
    Pozdrawiam, sle wene, zdrowie oraz czas ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że ci się spodobało :)
      Następny rozdział pojawi się zapewne dopiero po moich egzaminach gimnazjalnych, ale liczę, że warto będzie czekać :D
      A mogę wiedzieć kim są twoi ulubieńcy? Jestem bardzo ciekawa, kogo lubisz :)

      Usuń
    2. Ja i moj refleks, nie ma co. Jesli chcesz wiedziec to wszyscy nowi, ale w szczegulnosci Vector i Sharus. Uzasadnienie? Brak! Lubie ich i juz!

      Usuń
  6. PRZEPRASZAM! GOMEN! I'M SORRY! ENDSCHULDIGUNG (czy jak tam się to pisze po niemiecku ;P)!
    Wiem jestem zua xc
    Rozdział CUDOWNY <3
    Serio, cudowny <3
    POwiedz... Kiedy nowy? *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Brak mi słów... blog zajebisttyy a rozdziały jeszcze bardziej zajebiste!!!!! Przeczytałam już wszystko!!! Jest super... ciekawi mnie ten tajemniczy gość i ciekawość mnie zżera bo chcę wiedzieć co z Dakotą. Nie wiem co jeszcze napisać .. po prostu SUPER,MEGA,NAJLEPSZE NA ŚWIECIE,ZAJEBISTE OPOWIADANIE JAKIE CZYTAŁAM W ŻYCIU!!!!! a uwierz mi czytałam ich dużo! Czekam na kolejny rozdział....
    ŻYCZĘ WENNYYY!!!! I to dużo!!! Pozdro...

    OdpowiedzUsuń