wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 9 - Nowe techniki hissatsu

Na boisku...


       Wiatr delikatnie przedzierał się przez gęstwinę lasu i powiewał w koronach drzew. Cichy szum rozlegał się w całej okolicy. Ciszy nie zakłócał żaden dźwięk. Kilka metrów dalej, gdzie poszycie leśne miało swój koniec, znajdowało się boisko. Stało na nim pięciu zawodników, a wokół pola około 20 innych osób. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w wyżej wspomnianych chłopców. Jeden z nich stanął na bramce, klasnął w ręce i ugiął lekko nogi.
- Gotowy? - zapytał szarooki.
- Dawaj! - krzyknął brązowowłosy.
       Chłopcy stojący naprzeciw bramkarza popatrzyli po sobie i skinęli głowami.
- Zróbmy to - powiedział jeden z nich. Miał brązowe dredy związane w kucyka, a na oczach jaśniały mu google. Jude.
       Pozostali trzej spojrzeli na niego. Axel. Nathan. Fubuki. Uśmiechnęli się do siebie.
- Przebijemy się przez jego obronę - zapewnił Nathan.
- Więc chodźmy - dodał Fubuki.
       Ustawili się więc na swoich miejscach i wpatrzyli w bramkarza. Mark. Chcieli mu strzelić bramkę i wiedzieli, że dadzą radę.
       W tym samym czasie, pozostali zawodnicy Liceum Raimona, przyglądali się zaistniałej sytuacji w napięciu. Panowała cisza, której nie mącił nawet śpiew ptaków. Wszyscy tam obecni zastanawiali się, co się za chwilę wydarzy. Mark był najlepszym bramkarzem na świecie, jednak poczwórna siła Axela, Nathana, Fubukiego i Jude'a mogła się przebić przez jego obronę. Wszyscy wyczekiwali z napięciem, aż pojedynek się zacznie.
       W końcu wszystko już było gotowe i chłopcy się ustawili. Z tyłu stał Jude z piłką, kilka metrów przed nim stał Nathan, a z jego prawej i lewej strony, znajdowali się odpowiednio, Axel i Fubuki. Jude zamachnął się nogą i kopnął piłkę, z wielką siłą, w kierunku Nathana. Niebieskowłosy również uderzył, przekierowywując w ten sposób piłkę tak, by pognała wysoko w powietrze. Wtedy Axel i Fubuki zaczęli biec w kierunku Swifta. Wybili się w powietrze, metr od niego i zamieniając się pozycjami wspólnie kopnęli.
       W ciągu całej tej akcji z piłką działy się niewiarygodne rzeczy. Po pierwszym uderzeniu, mknęło z nią pasmo ciemności, do którego po przekierowaniu dołączyło niemalże przejrzyste pasmo. Kiedy piłka została ostatecznie wykopana w kierunku bramki, otoczyły ją dodatkowo białe i czerwone promienie.
       Z ust czterech chłopaków wydobył się zgodny krzyk:
- Cztery Żywioły!
       Mark wpatrywał się w strzał z niedowierzaniem, a jego oczy miały teraz rozmiary spodków. Jeszcze nigdy nie widział takiej mocy. Ale i tak miał zamiar to zatrzymać. Po boisku przeszedł kolejny krzyk, zakłócając panującą wokół ciszę.
- Boski Chwyt!
       I złapał. A przynajmniej myślał, że złapał, puki nie poczuł nagłego, niespodziewanego, mocnego nacisku na ręce. Ugiął mocniej kolana i napiął mięśnie rąk. Nic to jednak nie dało. Po chwili bramkarz wpadł razem z piłką do bramki.
       Ponownie nastała cisza. Nie trwała ona jednak długo. Po chwili, wszyscy zawodnicy pobiegli na boisko do czterech zawodników, by pogratulować im wspaniałego strzału.
- To było niesamowite! - krzyknął Mikael.
- Wspaniałe! - potwierdził Sharus, z równie wielkim entuzjazmem
- Całkiem nieźle chłopaki - pochwalił Kevin, klepiąc wszystkich czterech po ramionach.
       Nasi napastnicy patrzyli w tym czasie po sobie z uśmiechami. Udało im się. Technika Cztery Żywioły przełamała obronę Boskiego Chwytu. Patrzyli po sobie z dumą. Długie i wyczerpujące treningi najwidoczniej się opłaciły.
       W tej samej chwili trzy menadżerki siedziały na ławce i w osłupieniu wpatrywały się w chłopców, którzy strzelili Markowi bramkę.
- To... To... - jąkała się Silvia.
- To było boskie! - krzyknęła podekscytowana Yuri, wstając z ławki. - Jeszcze nigdy nie widziałam tak potężnej techniki!
- Ani ja - potwierdziła Nelly.
       Nagle z ich plecami rozległ się znajomy głos:
- Długo trenowali, zanim udało im się wykonać ten strzał.
       Obejrzały się zdziwione.
- To pan o tym wiedział, trenerze Hibiki? - zapytała zdziwiona Silvia.
- Oczywiście, że wiedziałem. Ćwiczyli w naszym mieście, na boisku nad rzeką, nieraz do późnej nocy. Ale treningi zawsze się opłacają. Jak widać udało im się to ukończyć.
       Nelly obejrzała się z powrotem na boisko i spojrzała na Marka. Siedział na ziemi i wpatrywał się w swoje ręce. Zagryzła wargę. Udało im się zdobyć bramkę. Ale ona wierzyła w Evansa. Wiedziała, że następnym razem, zatrzyma ten strzał.
       Kapitan Raimona przeniósł wzrok na piłkę i podniósł ją z ziemi. Jego ciało wciąż drżało, od siły uderzenie. Wstał i skierował się w kierunku gromady piłkarzy. Przecisnął się przez nich i po chwili stał oko w oko ze swoimi przeciwnikami. Uśmiechnął się do nich pogodnie, a w oczach migotały mu iskierki podniecenia.
- To było niesamowite. Jeszcze nigdy nie miałem doczynienia z taką siłą strzału.
       Chłopcy spojrzeli po sobie z uśmiechami, po czym Nathan powiedział:
- Chcieliśmy, żebyś jako pierwszy spróbował zatrzymać ten strzał.
       Bramkarz popatrzył na nich z niedowierzaniem i radością w oczach.
- Chłopaki... Dziękuję!
       Wszyscy wyszczerzyli się do niego w uśmiechu.
- Ale kiedy wy się tego nauczyliście? Nie pamiętam, żebym widział, jak to trenowaliśmy.
- Nie mogłeś o tym wiedzieć, bo wyjechałeś - odpowiedział mu Jude. - Niedługo po twoim odlocie, do miasta Inazumy przyjechał Fubuki. Spotkaliśmy się przypadkowo wszyscy czterej na Stalowej Wieży Plaży. Długo o tobie rozmawialiśmy i w końcu postanowiliśmy, że stworzymy technikę, którą ci pokarzemy, jak tylko wszyscy się spotkamy. Miałeś być pierwszym, który poczuje moc tego strzału.
       Evans słysząc wypowiedź kolego, ogromnie się wzruszył.
- Chłopaki... - powiedział.
       Szybko jednak na jego twarzy pojawił się uśmiech i z ekscytacją powiedział:
- Strzelcie jeszcze raz. Tym razem to zatrzymam.
- Mark... - odezwał się Dakota. - Nie chcę cię obrazić, ale myślę, że to jest strzał nie do obrony - powiedział smętnie.
- Właśnie dlatego muszę go zatrzymać - odpowiedział Evans, zginając rękę w łokciu i zaciskając dłoń w pięść, w geście walki.
- Kapitanie... - powiedział niepewnie Indianin i spojrzał ze zdumieniem na bramkarza. W jego oczach widać było podniecenie i wytrwałość.
       Zdumienie zniknęło z twarzy Dakoty, a zamiast tego, pojawił się na niej uśmiech.
- Będę ci kibicować - obiecał.
       Mark w odpowiedzi posłał mu swój szeroki uśmiech.
- Ok. W takim razie na pozycje - krzyknął i pobiegł ku bramce.
       Wszyscy zeszli z boiska. Zostali na nim jedynie wykonawcy techniki i Mark. Wszyscy wpatrywali się w niego uważnie, ciekawi, co takiego ten chłopak planuje. Wiatr zawiał lekko, a z nieba spadły płatki śniegu. Dopiero zaczynało padać, ale już i tak było ich wiele.
       Chłopcy wykonali technikę Cztery Żywioły. Piłka pomknęła prędko ku bramce. I właśnie wtedy Mark zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Stal jak słup soli, bez ruchu.
- Kapitanie! Zatrzymaj to! - wrzeszczeli z ławki Kevin, Mikael i Sharus.
- Mark... - szepnął Dakota.
       Wtedy stało się coś niesamowitego. Evans zacisnął dłoń w pięść i zrobił zamach od tyłu. Kevin wstrzymał oddech.
- Czy... Czy to jest...
- Ognista pięść? - zapytał ze zdumieniem Nathan, patrząc na ruchy przyjaciela.
       W tym momencie bramkarz otworzył rękę i jego ruch uległ przeobrażeniu.
- Nie - odpowiedzial Axel. - To jest zupełnie różne.
       W powietrzu pojawiła się olbrzymia, płonąca ogniem rozwarta ręka.
- Ognista Ręka! - krzyknął Mark.
       Piłka mknęła w kierunku bramki z niesamowitą prędkością. Na jej drodze, pojawiła się jednak technika obronna Marka. I strzał został zatrzymany.
       Wszyscy patrzyli na to z niedowierzaniem. Ich oczy się rozszerzyły ze zdumienia, usta zostały szeroko otworzone i nic do nich nie docierało. Nic z wyjątkiem faktu, iż nowa technika bramkarska Evansa, zatrzymała poczwórny atak najlepszych zawodników na świecie. Po chwili wszyscy pobiegli w kierunku brązowowłosego. Jako pierwszy stanęli przy nim oczywiście nasi atakujący, czyli Axel, Jude, Fubuki i Nathan.
- To było niesamowite - stwierdził z podziwem Axel. - Kiedy ty się tego nauczyłeś?
- W wakacje z dziadkiem. Nie tylko wy trenowaliście - odpowiedział z uśmiechem.
- Miałeś w zanadrzu taką niesamowitą technikę i nic nie powiedziałeś?! Mark! O takich rzeczach się mówi! - prawił mu kazania zdziwiony Kevin.
- Tak, tak, wiem. Przepraszam - odpowiedział bramkarz z zakłopotaniem i podrapał się po głowie.
       Nagle usłyszeli damski głos, gdzieś niedaleko. Wszyscy odwrócili się w kierunku Silvii, która stała na skraju boiska i wskazywała coś w oddali.
- Co to jest? - zapytał zdziwiony mark wpatrując się w ciemne niebo. Nie słyszał słów przyjacółki.
- To burza śnieżna - odpowiedział zaniepokojony Fubuki. - Chodźcie. Musimy się szybko ukryć w szkole. Tam będziemy bezpieczni.
       Zerwali się do nagłego biegu. Mieli dobre tępo. najgorzej było na schodach, które były śliskie i łatwo było się potknąć. Właśnie to przydażyło się Nelly Raimon. Zachwiała się i niemalże upadła do tyłu. W ostatniej chwili złapały ją czyjeś ręce.
- Och, dziękuję - powiedziała odwracając się i zamarła.
       Osobą, która ją złapała był Mark. Patrzył na nią zaniepokojony.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, wszystko ok - odpowiedziała, po czym przy pomocy bramkarza, stanęła penie na nogach.
- Pośpieszmy się. Nie chcemy przecież przebywać na dworze, gdy rozpęta się burza śnieżna.
- Masz racje. Chodź.
       Pobiegli więc ramię w ramię, ku drzwiom ośrodka...

***


W  Hokkaido...


       Śnieg coraz gęściej pokrywał ziemię. Niewielu ludzi wychodziło w tej chwili na ulicę. Woleli siedzieć w domach, przed ciepłymi kominkami. Na ulicy błąkała się tylko jedna, samotna postać. Wysoki mężczyzna w szarej kurtce. Przedzierał się przez śnieg, osłaniając twarz płaszczem. Nagle poczuł wibracje telefonu. Wyjął go z kieszeni i odebrał.
- Witam... Tak. Oczywiście... Jest w Hokkaido.
- Gdzie?! - dało się słyszeć głośny krzyk dobiegający z głośnika.
- W Hokkaido - odpowiedział spokojnie mężczyzna. - Ale niech pan się nie martwi. Ja też tu jestem.
       Przez chwilę panowała cisza.
- Tak, oczywiście. Nie spuszczę go z oka - obiecał człowiek w szarej kurtce, po czym zamknął klapkę telefonu i ruszył przed siebie. Nie mógł teraz zaprzestać pościgu. Było mu zimno, ale nie mógł przerwać zadania. Gdyby to zrobił, spotkałoby go coś dużo gorszego, od zmrożonych stóp.


***


W szkole...


       Dakota siedział właśnie w swoim pokoju. Wpatrywał się w okno wciąż trzymając w ręce komórkę. Chwilę temu dzwonili jego rodzice. Podobno robi się coraz gorzej. Załamany schował twarz w dłoniach. Wiedział, że musi coś zrobić. Ale nie ma zamiaru szkodzić swoim przyjaciołom. Niech nawet o tym nie marzą. Wiedział jednak, że nie ma tak łatwo. Znaleźli go. I wiedzieli jak go skłonić do zmiany stanowiska. Bał się. Bał się jak nigdy dotąd.
       Drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem. Dakota odwrócił się i zobaczył Zicco.
- Hej - powiedział smętnie.
- Siema - odpowiedział mu przybysz tym samym tonem.
       Indianin zmarszczył brwi ze zdziwienia i spojrzał na kolegę, który powalił się na łóżko.
- Coś się stało? - zapytał.
       Chłopak z blizną przez chwilę nic nie mówił i Dakota pomyślał, że niczego mu nie powie, gdy nagle, ten odpowiedział:
- Wiesz jak to jest, kiedy inni zmuszają cię, byś robił coś czego nie chcesz?
       Indianin westchnął, po czym również opadł na łóżko odkładając przy okazji telefon na stolik nocny.
- Wiesz jak to jest, być wciąż obserwowanym? Jak to jest się bać, wiedząc, że znajdą sposób, żeby cię znaleźć, bez względu na to jak usilnie będziesz próbował się ukryć? I wiesz, że zrobią wszystko, by cię upokorzyć, zniszczyć, wdeptać w ziemię. Ukarać. Za to co im zrobiłeś.
- Wiem o czym mówisz - odpowiedział z bólem ciemnoskóry.
       Obaj wpatrywali się przez chwilę w sufit rozmyślając o wszystkim co im się przydarzyło oraz o tym, co mogło spotkać tego drugiego, że był w stanie zrozumieć swojego współlokatora. Panowała bloga cisza. Za oknem wiatr kierował śnieg, we wszystkich kierunkach, zasypując przy tym wszystko, co napotkał.
       Nagle drzwi pokoju otworzyły się. Chłopcy podnieśli się do pozycji siedzących i spojrzeli na stojącego w drzwiach Nathana. Popatrzył na nich ze zdziwieniem i właśnie chciał ich o coś zapytać, gdy nagle zza jego pleców wypadł uśmiechnięty Mark.
- Hej, chłopaki. Chodźcie! Napijemy się na dole gorącej czekolady, co wy na to?
       Zicco i Dakota popatrzyli po sobie, po czym ten pierwszy powiedział:
- Nie obraź się, ale jakoś nie mam nastroju.
       Evans chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo na chwilę spoważniał i popatrzył przenikliwie na obydwu piłkarzy. Dakota miał przez chwilę wrażenie, jakby bramkarz patrząc na niego, mógł dowiedzieć się o nim wszystkiego. To wrażenie szybko jednak minęło, gdy twarz brązowowłosego rozpogodził uśmiech.
- Chłopaki... Wiem, że nie zawsze wszystko jest łatwe... - zaczął, a Zicco i Dakota równocześnie podnieśli na niego oczy i uważnie wsłuchali się w jego słowa. - Niektóre decyzje zmieniają całe nasze życie. Ale... Nie możemy zmienić przeszłości - powiedział bramkarz zdecydowanym głosem patrząc to na jednego, to na drugiego. - Rozpamiętywanie naszych dawnych czynów, nie zmieni tego, co się wydarzyło. Nie można wciąż o tym myśleć. Należy iść dalej i zrobić wszystko, by naprawić to, co zepsuliśmy.
       Dakota i Zicco wpatrywali się w swojego kapitana w milczeniu. Rozważali jego słowa.
- Tak. Ma rację. Nie zmienimy przeszłości - myśleli. - Ale mamy wpływ na naszą przyszłość i powinniśmy zrobić wszystko, by była lepsza.
       Dwaj piłkarze popatrzyli po sobie, po czym Zicco zwrócił w stronę Marka, rozpromienioną uśmiechem twarz.
- Może jednak wybiorę się na ta czekoladę - powiedział.
- Tak. Je też nie mam nic przeciwko - odpowiedział Dakota.
       Po tych słowach wszyscy czterej chłopcy, szybko zbiegli na dół do jadalni, gdzie czekała na nich cała reszta drużyny. Dwaj współlokatorzy popatrzyli na śmiejących się przyjaciół, a potem na siebie. W ich sercach pojawiła się radość. Obóz właśnie się rozpoczynał...

W następnym rozdziale...

 
Obóz jest naprawdę rewelacyjny. Starzy przyjaciele, treningi i poznawanie nowych przyjaciół. Trener postanowił sprawdzić dokładnie nasze umiejętności, by mieć w przyszłości świadomość jak ma wyglądać nasze ustawienie. Zapowiada się niezła zabawa, szczególnie, że mam bronić strzały naszych zawodników. Jestem ciekaw, jakie talenty odkryjemy.

-----------------------------------------------------------------------------

Tak, wiem. Rozdział był niedawno i powinnam pisać rozdział na drugim blogu, ale miałam akurat natchnienie na tą historię, więc proszę bardzo. Macie przed sobą nowy rozdział. Liczę, że się wam spodoba :)
Wiem, że zapowiedź następnego rozdziału o niczym tak naprawdę nie informuje, ale nie wiem jeszcze o czym to dokładnie będzie, więc nie będę rzucać słów na wiatr i napiszę coś trochę bardziej ogólnikowego.
Pozdrawiam i życzę miłego czytania :D
No i oczywiście nie obrażę się za komentarze ;)

6 komentarzy:

  1. Rozdział super. Jude,Axel,Fubuki i Nathan mnie zszokowali. A i niech ten szpieg sprubuje dorwać kogoś z drużyny a mu kark ukręce. Czekam na nastempny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD Hah... Ten szpieg, to będzie bardzo ważna postać. Poluje na jednego z członków drużyny, ale na razie nie będzie o nim nic jasnego. Tak właściwie, to nagle wpadłam dzięki tobie na pomysł. Dzięki! :D A tak swoją drogą, to kiedy on zniknie pojawi się następny, ale tamten będzie związany już zupełnie z czym innym :)

      Usuń
  2. G-E-N-I-A-L-N-E!
    Świetnie mi się czytało :D
    Mmm... Nelly&Mark
    <3
    Hahaha XD
    Szpiegu, wiedz że cię szpieguję XD
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Mark i Nelly to takie genialne połączenie, co nie? XD
      Ale to będzie się rozwijało powoli :)

      Usuń
  3. Twój blog został wpisany do spisu :)
    http://wykaz-opowiadan.blogspot.dk/p/przygodowe.html

    OdpowiedzUsuń