środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 8 - Pierwszy dzień na wyjeździe

W szkole...


       Axel obudził się wczesnym rankiem. Popatrzył chwilę w sufit, po czym spojrzał na zegarek. 6:15. Śniadanie miało być o 9:00. Trener stwierdził, że po wczorajszej podróży, trochę dłuższy wypoczynek dobrze im zrobi. Ponownie przeniósł wzrok na sufit, gdy nagle sobie o czymś przypomniał. Obrócił głowę w bok i spojrzał na jedno z pozostałych dwóch łóżek w pokoju mając nadzieję, że dostrzeże pod kołdrą znajomą sylwetkę. Posłanie było jednak nienaruszone. Chłopak zastanowił się nad zaistniałą sytuacją.
- Co się dzieje? Przecież już dawno powinien tu być!
       Poruszył się niespokojnie na łóżku, gdy nagle usłyszał niedaleko siebie głos:
- Wiedzę, że ty też już się obudziłeś.
       Blaze usiadł i spojrzał na Juda, który również już nie spał. W odpowiedzi na jego pytanie skinął głową i powiedział:
- Martwię się o niego. Powinien był już tutaj dotrzeć.
- Tak, też nad tym myślałem. Zastanawiałem się nawet czy po niego nie iść, ale to mija się z celem. Nie wiemy nawet, gdzie on jest.
       Axel w odpowiedzi pokiwał głową. Musiał przyznać, że słowa przyjaciela brzmiały przekonująco.
- To co robimy?
- Nie wiem - przyznał Jude. - Ale skoro i tak nie możemy spać, to moglibyśmy pójść na boisko trochę potrenować.
- To całkiem niezły pomysł - przyznał Axel.
- W porządku. W takim razie idę się umyć, ok?
- Jasne, nie ma sprawy. Ja pójdę po tobie.
       Sharp skinął głową, po czym udał się do łazienki. Blaze w tym czasie wstał i rozpakował walizkę, przy okazji wyjmując czyste ubrania. Wczoraj nie zdąrzył się rozpakować, więc postanowił to zrobić w tej chwili. Kiedy już wszystko przygotował, usiadł na łóżku i wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Nagle usłyszał dobiegający z dworu znajomy krzyk. Zamarł na chwilę, po czym wstał i podszedł do okna. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. W tej samej chwili Jude wyszedł z łazienki, a widząc ze przyjaciel stoi wpatrzony w krajobraz za oknem zapytał:
- Co jest?
- Musimy się pospieszyć - odpowiedział blondyn, odwracając się do przyjaciela z uśmiechem.
- Dlaczego? - zapytał nic nie rozumiejąc drugi chłopak.
- Są na boisku - odpowiedział Axel, po czym zgarnął ciuchy i wszedł do łazienki.
       Nie zauważył uśmiechu, który pojawił się na twarzy Sharpa...

***

Kilka metrów i minut wcześniej...


- Mark! Jesteśmy już prawie na miejscu - powiedział Fubuki.
- Nareszcie! - krzyknął rozradowany chłopak.
       Droga do szkoły trochę im się wydłużyła, gdy Mark spadł z deski i sturlał się po dalszym zboczu góry. Starali się dotrzeć na miejsce jak najszybciej, jednak niektóre drogi były tak zasypane śniegiem, że nie dało się nimi przejść i musieli robić olbrzymie koła. Kiedy zapadł zmrok nie przebyli jeszcze nawet połowy drogi. Ale nie zamierzali się poddać. Szli więc przez całą noc, aż w  końcu nad samym ranem byli już blisko celu. Mimo, że los jakoś się do nich w tej misji nie uśmiechał, na ich twarzach widać było radość. Trudno się temu dziwić. Spotkali się po długim czasie i mogli spędzić ze sobą ponownie czas. Parę przeciwności, nie zniszczy ich wyśmienitych nastrojów.
       Po kilku kolejnych minutach marszu, drzewa się przerzedziły i chłopcy wyszli na wolną przestrzeń. Byli na miejscu.
- Nareszcie! - krzyknął Mark i opadł zmęczony na ziemię. - Trochę czasu nam to zajęło, prawda?
- Yhy... - odpowiedział Fubuki uśmiechając się do przyjaciela i mrużąc oczy.
- Aaaa...! Ale jestem padnięty! - krzyknął bramkarz wyciągając ręce do góry, po czym położył się na ziemi.
       Wpatrywał się chwilę w górę, a chwilę później powiedział poważnym tonem:
- Niebo jest tutaj takie czyste i jasne. Nic go nie przesłania.
- Mhm... - potwierdził Fubuki rozciągając się na ziemi obok przyjaciela. On również spoważniał.
- Kiedyś zawsze gdy patrzyłem w niebo, myślałem o moim dziadku. Teraz, mimo iż wiem, że żyje, wciąż o nim myślę.
- Rozumiem - powiedział szarooki. - Gdy patrzę w niebo, zawsze myślę o rodzicach i bracie. Myślę, że dopingują mnie gdzieś tam z góry.
       Mark skinął głową ze zrozumieniem. Leżeli tak przez chwilę w ciszy, każdy z nich pogrążony we własnych myślach. Nagle Mark zerwał się z ziemi jak oparzony. Fubuki spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- W porządku! - krzyknął Evans. - Chodźmy trenować!
       Szarooki wpatrywał się przez chwilę w przyjaciela, a potem na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak. Chodźmy - powiedział mrużąc oczy.
       Pobiegli więc razem i gdy byli już na boisku, zaczęli trenować...

***

W tym czasie, w jednym z pokoi...

       Silvia obudziła się wczesnym rankiem. Przetarła oczy i spojrzała na zegarek. Godzina 6:00. Zastanawiała się, czy Mark już wrócił. Dręczyła ją też myśl o tym, gdzie może przebywać Fubuki. Nie było go wczoraj na kolacji. Miała dziwne przeczucie, że to on mógł być tą osobą, z którą udał się Mark. No bo w przypadku kogo innego, kapitan zdecydowałby się na tak długą podróż?
       Dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki się umyć. Kiedy wyszła, rozejrzała się po pokoju. Yuri i Nelly spały spokojnie. Silvia zastanawiała się przez chwilę, czy ich nie obudzić, ale zrezygnowała z tego pomysłu.
- Niech śpią. Przed nami długi dzień. - pomyślała.
       Wyjęła z szafy ciepłą kurtkę, po czym założyła ją na siebie i wyszła na korytarz. Udała się schodami w dół, w kierunku wyjścia. Chciała się przejść. W momencie, gdy przekroczyła próg szkoły, zimne powietrze zapiekło jej policzki. Opatuliła się mocniej kurtką i ruszyła wolnym krokiem w kierunku boiska. Gdy była już niedaleko, usłyszała znajomy krzyk. Ze zdziwienia przystanęła na chwilę, jednak już po sekundzie pobiegła najszybciej jak umiała w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
       Kiedy była już na miejscu zatrzymała się nagle, po czym na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Mark! - krzyknęła.
       Dwóch chłopców, którzy właśnie trenowali, odwróciło się w jej stronę.
- Silvia! - krzyknął bramkarz.
       Dziewczyna szybko zeszła po schodach i stanęła przy bramce. Z jej twarzy nie schodził uśmiech.
- Mark. Fubuki. Gdzie wczoraj byliście? Martwiliśmy się o was.
- Wiem, przepraszam - odpowiedział Evans z zakłopotanym uśmiechem, drapiąc się po głowie. - Mieliśmy mały problem z dotarciem na miejsce.
- Tak właśnie myśleliśmy - usłyszeli kolejny głos.
       Wszyscy troje spojrzeli w górę, ku budynkowi szkoły.
- Axel! Jude! - krzyknął podniecony Mark. - Wy też już wstaliście?
- Nie mogliśmy spać, wiedząc, że cię nie ma. A ty jak widzę już trenujesz - powiedział Axel, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak. Chcę być coraz lepszy - odpowiedział radośnie bramkarz.
- Możemy się przyłączyć? - zapytał Jude. - My też mamy bzika na punkcie piłki nożnej.
- Pewnie! - krzyknął podekscytowany bramkarz.
       Sharp i Blaze dołączyli więc do treningu. Silvia usiadła w tym czasie na ławce i obserwowała ich. Patrzyła na ich roześmiane twarze i pomyślała, że piłka nożna, to naprawdę wspaniała rzecz...

***

Dwie godziny później...

       Nathan obudził się i przetarł oczy. Przeciągnął się, westchnął i w końcu zdecydował się wstać z łóżka. Spojrzał na zegarek. Była już 8:00. Szybko się umył i ubrał, po czym obudził swoich wspólokatorów, Zicco oraz Dakotę. Chłopcy szybko się ubrali i rozmawiając zeszli na śniadanie. Bardzo się zdziwili, gdy na dole zastali jedzących już Marka, Axela, Jude'a, Fubukiego i towarzyszącą piłkarzom Silvię.
- Fubuki! - krzyknął rozradowany niebieskowłosy.
- Miło znów cię widzieć Nathan - odpowiedział zawodnik z uśmiechem.
- Co to za krzyki? - dobiegł ich ze schodów ostry i niezadowolony głos.
- Fajnie znów cię spotkać Kevin - powiedział Fubuki z uśmiechem na ustach.
       Różowowłosy, gdy tylko zszedł do jadalni zatrzymał się raptownie, a potem z radością powiedział:
- Fubuki...
       Po tych słowach podszedł do przyjaciela i przybił z nim piątkę.
- Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z uśmiechem.
- Mhm... - potwierdził chłopak kiwając głową.
       W tym samym czasie dwóch innych zawodników Liceum Raimona stało przy schodach i wpatrywało się z otwartymi ustami w szarookiego piłkarza.
- N-nie wierzę... - wyszeptał Sharus.
- Czy to jest Fubuki Shirou? - zapytał niedowierzając Mikael.
       Mark, zauważył chłopców i spojrzał na nich ze zdziwieniem.
- Czemu tam stoicie? - zapytał ze zdziwieniem. - Chodźcie do nas.
       Więc podeszli. Choć lepszym określeniem byłoby tutaj słowo, wbiegli, wlecieli czy wpadli. Byli tak szybcy, że nikt nawet nie zdąrzył zauważyć, kiedy znaleźli się przy kapitanie drużyny Hokkaido.
- Ty... Ty jesteś Fubuki Shirou prawda? - zapytał podescytowany Sharus.
- Eee... Tak, to ja - odparł chłopak.
- Pokażesz mi twoje techniki obronne? - poprosił żałośnie białowłosy.
- A mnie swoje ataki? - do próśb dołączył się Mikael.
- Jasne. Nie ma problemu - odpowiedział Fubuki z uśmiechem.
- Super! - krzyknęli jednocześnie.
- Ja będę pierwszy! - stwierdził Mikael.
- Nieprawda, ja! - zaczął się z nim wykłócać Sharus.
- Ja!
- Nie! Ja!
       Fubuki widząc przekomażanki chłopców zaśmiał się i powiedział:
- Ej, chłopaki, nie denerwujcie się. Jak zagramy mecz, to będziecie mogli je poobserwować.
- OK! - odkrzyknęli zgodnie.
       Usiedli przy stole i pogrążyli się w rozmowie. Dołączyli do nich pozostali, którzy do tej pory, tylko się temu ze śmiechem przyglądali. Niedługo potem, do całej ekipy dołączyli Jack, Vector oraz wszyscy członkowie zespołu piłkarskiego Hokkaido. Kiedy już wszyscy zjedli i się napili, Mark gwałtownie wstał z miejsca i krzyknął tak głośno, że musiała go słyszeć cała szkoła:
- Ok! Zagrajmy w piłkę...

***

Niedługo potem na boisku...


- Wszyscy! Wygrajmy ten mecz! - krzyknął Mark z pozycji na bramce.
- TAK! - odpowiedziło mu dziesięć zgodnych głosów.
       Wszyscy zajęli już swoje pozycje. Napastnikami byli Axel z numerem 10 i Dakota z numerem 11. Pomocnikami byli Jude z numerem 9, Kevin z numerem 8, Mikael z numerem 7 oraz Zicco z numerem 6. Obrońcami byli Vector z numerem 5, Nathan z numerem 4, Jack z numerem 3 i Sharus z numerem 2. Bramkarzem był Mark.
       W przeciwnej drużynie Fubuki był napastnikiem. Rozbrzmiał gwizdek i gra się rozpoczęła. Jako pierwsze, piłkę miało Liceum Raimona.
       Rozpoczynał Axel. Podał piłkę Dakocie i napastnicy oraz pomocnicy ruszyli na bramkę przeciwnika. Przed Indianinem pojawił się zawodnik z numerem 6. Spróbował zabrać chłopakowi piłkę, jednak ten, w porę zdążył podać do Kevina. Różowowłosy szybko biegł na bramkę, gdy nagle tuż przed nim pojawił się jeden z obrońców i odebrał mu piłkę wślizgiem, po czym podał ją do zawodnika z numerem 9. Chłopak szybko przeszedł na drugą stronę boiska i ominął obrońców. Gdy na drodze stanął mu Nathan, podał piłkę Fubukiemu, który wyminął obrońców i oddał strzał na bramkę.
- Wilcza legenda!
       Mark patrzył na strzał z podziwem. Był silniejszy niż ostatnim razem. Ale musiał to zatrzymać.
- Pięść Sprawiedliwości!
       Piłka przez chwile mocno napierała na rękę bramkarza. Evans spiął wszystkie mięśnie.
- Nie strzelisz mi. Nie tym razem.
       Po chwili ku jego radości, piłka poszybowała na drugą stronę boiska trafiając do Zicco. Chłopak w całkiem szybkim tempie napierał naprzód. Nagle tuż przed nim, pojawił zawodnik przeciwnej drużyny. Podał piłkę biegnącemu obok Mikaelowi, a gdy wyminął przeciwnika otrzymał ją z powrotem.
- Axel! - krzyknął. - Strzelaj!
       Po tych słowach kopnął piłkę wysoko w górę. Jeden z zawodników wyskoczył by ją przechwycić w powietrzu, jednak w tym samym momencie piłka zmieniła swoją trajektorię i spadła w dół, prosto ku płomiennemu napastnikowi. Chłopak szybko wyskoczył w górę i wykonał strzał.
- Prawdziwe Ogniste Tornado!
       Bramkarz wykorzystał swoją technikę: "Lodowe uderzenie", ale ta technika nie była wstanie zatrzymać potężnego strzału ace napastnika Raimona. Axel wylądował na ziemi i spojrzał do tyłu. Patrzył na niego Fubuki. Płomienny chłopak skinął lekko głową, na co napastnik przeciwnej drużyny, zareagował podobnie. Zmierzyli się uważnymi spojrzeniami i uśmiechnęli się do siebie. Miło było znów razem grać.
- Chłopaki! - krzyknął Mark. - Dalej! Bawmy się grając!
       Wszyscy popatrzyli na niego z uśmiechami. Postanowili dać z siebie wszystko, by móc potem wspominać ten mecz...

***

Około godzinę później...


       Właśnie rozbrzmiał gwizdek kończący mecz. Wynik końcowy to 4:1 z przewagą Raimona. Zmęczeni chłopcy zeszli właśnie z boiska.
- To był dobry mecz - stwierdził Jude.
- Tak! Dawno nie bawiłem się tak dobrze - odpowiedział Mark.
       Gdy te słowa dotarły do uszu Fubukiego, chłopak zamarł i nagle jego oczy zaświeciły radośnie.
- Ej, Mark... - zagadnął.
- Tak?
- Masz ochotę zatrzymać mój nowy strzał?
- No jasne! - krzyknął podekscytowany bramkarz, a oczy mu zalśniły z podniecenia.
       Gdy napastnik to zobaczył, uśmiechnął się radośnie do przyjaciela, po czym zwrócił się do trzech członków drużyny Raimona.
- Axel, Jude, Nathan. Zróbmy to.
       Mark spojrzał zaskoczony na przyjaciół. Nie rozumiał, co tutaj się działo.
       W tym samym czasie trzej wymienieni wyżej zawodnicy patrzyli na Fubukiego ze zdumieniem.
- Jesteś pewien? - zapytał Nathan.
- Oczywiście. Mark tutaj jest, a obiecaliśmy sobie przecież, że będzie pierwszym.
       Trzej chłopcy spojrzeli po sobie niepewnie. W końcu jednak na ich twarzach pojawiły się uśmiechy i skinęli sobie nawzajem głowami. Odwrócili się w kierunku Fubukiego, po czym Jude powiedział:
- W porządku. Zróbmy to...

W następnym rozdziale...

Nie jestem pewien, co tu się dzieje. Fubuki chce mi pokazać swoją nową technikę. Ale wygląda na to, że nie wykonuje jej sam. Hmmm... To może być mocne. Ale niech sobie nie myślą. Zatrzymam wszystko, co dla mnie przygotowali.


-----------------------------------------------

Gomen, gomen, gomen!
Wiem, rozdziału dawno nie było. Błagam was o wybaczenie. Niedawno się za niego zabrałam i pisałam go powoli, ale wydaje mi się, że nie jest chaotyczny i jest napisany z sensem. Ponadto cieszę się, bo wydaje mi się, że w miarę wczułam się w bohaterów i te dialogi są takie... hmmm... ichnie.
Pisałam to na spokojnie i bez stresu i mam nadzieję, że są tego wyniki.
Wiem, że mecz nie jest opisany dokładnie i może trochę powiewa nudą, ale dopiero zaczynam. Nie chciałam opisywać całego, bo to by was tylko znudziło, a nie wnosi to nic ważnego do fabuły. Po prostu taki trening dla mnie w opisywaniu meczy. Ważniejsze spotkania, będę opisywać dokładniej, a przynajmniej się postaram.
Ok. Narazie tyle. Do napisania, mam nadzieję naprawdę niedługo.

8 komentarzy:

  1. Wiedziałam że Mark spadnie z tej deski. Super rozdział. Ta twoja drużyna mnie rozwala chwilami niewiem dlaczego. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za nieobecność ^_^'
    Ale jej plusy są takie, że podjęłam decyzję co do mojego bloga o IE.
    Rozdział jak zwykle cudowny, niewinny i słodki (XD)
    Szczerze - spodziewałam się, że Mark wywali się na desce. JAkbym widziała swojego bliźniaka XP
    Zaintrygowała mnie ta nowa technika...
    Czekam na następny! Piszaj szybko!
    WENY!
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak, co dalej z twoim blogiem o IE?
      Przewidywałaś, że Mark się wywali na desce? :D To dobrze. Znaczy, że dobrze przedstwiam bohetrów :)
      Ciekawsza nie jest sama technika, choć i ona jest fajna, a to, co zrobi Mark, by ją zatrzymać :D
      Mam nadzieję, że zaskoczę :)

      Usuń
    2. Potrzymam jeszcze trochę w niepewności, ale się nie martw ;)

      Zaskoczysz, zaskoczysz, ja to wiem (wróżbitka Patrycja XD)

      Usuń
    3. Mam się nie martwić? Ok. Nie będę się martwić :D
      Mówisz, że cię zaskoczę. Tak uważasz? W takim razie muszę chyba jak najszybciej dodać kolejny rozdział ;)

      Usuń
    4. Nie martw się ;D Obiecuję :D
      Zaskoczysz, zaskoczysz xD Tak, popieram XD
      I mam nadzieję, ż nie jesteś na mnie zła za ostatnią notkę na blogu?

      Usuń
    5. A niby, dlaczego miałabym być zła?
      Czyżbym czegoś nie zauważyła? :O

      Usuń