poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 7 - W drodze

Na środku drogi...


       Dwaj chłopcy wpatrywali się w tył odjeżdżającego autokaru. Przez chwilę jeszcze się w niego wpatrywali, jednak już po chwili zniknął za zakrętem, a zaraz za nim ciemny ślad spalin. Zrobiło się cicho i pusto. Śnieg leżał odgarnięty z drogi. A on wciąż wpatrywali się w drogę w miejscu, gdzie zniknął im z oczu pojazd.
       W końcu Mark się otrząsnął i spojrzał na przyjaciela z uśmiechem.
- To, co. Idziemy?
- Jasne - odparł tamten i uśmiechnął się.

***

 

Coś około dziesięć minut wcześniej...


- Fubuki!
       Mark patrzył na chłopaka roziskrzonymi oczami. Z jego twarzy nie znikał uśmiech.
- Trenerze, czy nasz obóz będzie w szkole Fubukiego? - zapytał bramkarz, odwracając się do mężczyzny.
- Nie mylisz się Mark. Kiedy szukałem miejsca, akurat dzwonił do mnie dyrektor, z pytaniem, czy nie zachcielibyśmy przyjechać i rozegrać przyjaznego meczu. Zapytałem go więc, a on uznał, że to świetny pomysł, żebyśmy przyjechali tutaj na trochę.
- Ale ekstra!
       Z twarzy piłkarza, wciąż nie znikało podniecenie. Po chwili ruszył ku drzwiom busa, krzycząc po drodze:
- Na co więc jeszcze czekamy? Pospieszmy się! Chcę rozegrać ten mecz.
- Zwolnij Mark - upomniał trener.
       Chłopak zatrzymał się z poślizgiem i spojrzał pytająco na trenera.
- Mecz gramy jutro.
- Co? - zapytał go Evans, a na jego twarzy pojawił się wyraz zawodu. - To nie jest fajne.
       Fubuki tylko zmrużył oczy w uśmiechu.
       Mark jednak szybko się otrząsną i jego twarz ponownie rozpogodził uśmiech.
- Ale i tak powinniśmy już jechać. Im szybciej będziemy na miejscu, tym dłużej będziemy mogli potrenować. Fubuki, jedziesz z nami?
- Dzięki Mark, ale nie skorzystam.
- Jak to? - spytał zdziwiony bramkarz.
- Przyszedłem tutaj na piechotę, więc tak też wrócę.
- CO!? - wykrzyknął zdziwiony Evans otwierając szeroko buzię. - Na piechotę? Taki kawał?
- Trochę przy okazji trenuję - odparł z uśmiechem białowłosy.
       Markowi zaświeciły się oczy. Podbiegł do kolegi i zapytał:
- Mogę iść z tobą?
       Fubuki spojrzał na niego zdziwiony, jednak widząc radość na jego twarzy sam poweselał. Nie mógł mu odmówić.
- Nie ma problemu.
- Trenerze, mogę?
       Mężczyzna spojrzał na zawodnika i zamyślił się na chwilę. Po kilku sekundach odpowiedział:
- Nie widzę żadnych przeciwwskazań.
- Super!

***

 

Wracamy do teraźniejszości...


       Chłopcy przedzierali się przez śnieg sięgający im kostek. W pewnym momencie, Evansowi wpadła do buta odrobina białego puchu.
- Łeee... Dlaczego to musi byś takie mokre i zimne? - zapytał krzywiąc się przy tym i marszcząc zabawnie nos.
- Wiesz, może to dlatego, że to jest śnieg - odparł rozbawiony Fubuki.
       Mark w odpowiedzi tylko machnął ręką, a Fubuki się zaśmiał. Po chwili przybrał jednak poważny wyraz twarzy i zadał pytanie, które dręczyło go odkąd tylko zobaczył twarz przyjaciela.
- Mark, dlaczego tu jesteś?
- To znaczy? - zapytał bramkarz, a jego twarz przybrała poważny wyraz.
- Chodzi mi o to, że... Wróciłeś. Miałeś zostać w Afryce i uczyć się od dziadka. A jednak, jesteś tutaj. Dlaczego?
       Teraz już nie szli przed siebie. Stali w miejscu, pod rozłożystą sosną. Wiatr lekko owiewał ich twarze i podrywał z ziemi pojedyncze płatki śniegu. Mark spojrzał na Fubukiego. Przez chwilę milczał, w końcu jednak powiedział:
- Gdy grałem w Afryce, miałem wrażenie, jakby nie była to prawdziwa gra. Nie moje gra. To była piłka mojego dziadka. Tak długo się nią wzorowałem. Tak długo szedłem jego śladami. Tam jednak, czegoś mi brakowało. To była inna gra - powiedział patrząc na piłkę w ręce przyjaciela. - Gdy tam grałem, zdałem sobie sprawę, jak bardzo moja piłka różni się od tej, mojego dziadka. Dostosowałem jego piłkę do siebie. Stworzyłem z niej, coś zupełnie innego. Dziadek wiele mnie nauczył w ciągu mojego wyjazdu. Jego treningi mnie rozwinęły i to bardziej, niż myślałem, że jestem w stanie się rozwinąć. Ale jednak... Coś cały czas było nie tak. Zdałem sobie sprawę z tego, że chcę wrócić do własnej gry. Do własnego stylu. A moja piłka została tutaj.
       Przez chwilę panowała cisza. Nawet wiatr zamilkł, jakby chcąc zachować te słowa, by później móc roznieść je dalej. Ciszę jako pierwszy przerwał białowłosy.
- Cieszę się, że wróciłeś Mark. Chciałem znów zagrać z tobą w piłkę.
- Ja z tobą również - odpowiedział z uśmiechem bramkarz.
       Fubuki odpowiedział mu tym samym. Ruszyli w dalszą drogę w ciszy, którą ponownie przerwał napastnik.
- Pomyśl w jakim wszyscy będą szoku, kiedy zobaczą cię w Turnieju Strefy Footballu. Wszyscy są przekonani, że wyjechałeś i już nie wrócisz.
- W takim razie czeka ich spora niespodzianka. Ja tutaj jestem. I zamierzam wygrać razem z moją drużyną.
- Nie ma tak dobrze. My też startujemy w tym roku w eliminacjach. Zrobimy wszystko, żeby dostać się do finałów. A tam mamy zamiar was pokonać.
- Chyba w snaaaaaaaaaa... - Evans nie dokończył, gdyż właśnie, źle postawił stopę, a ta ześlizgnęła się ze śliskiej powierzchni i bramkarz zjechał na tyłku z górki, wpadając na dole w zaspę.
- Mark! - krzyknął Fubuki i zbiegł do przyjaciela. Evans leżał na ziemi z głową w śniegu. - Nic ci nie jest? - zapytał pomagając mu wstać.
- Tak wszystko ok - odpowiedział uśmiechając się. - Pospieszmy się. Chcemy tam w końcu dojść przed zmrokiem, a ja nie zamierzam ominąć szansy zmierzenia się z tobą. Nie strzelisz mi.
- Jeśli wciąż się rozwijasz tak, jak ostatnim razem, to możesz mieć rację - odparł białowłosy z uśmiechem.
       Tak więc ruszyli we dwóch przed siebie. Wprost do szkoły, gdzie miał się odbyć obóz piłkarski...

***

 

Tymczasem w autokarze...


       Jak na szkolny bus z drużyną piłkarską, było tutaj wyjątkowo cicho. Wszyscy jeszcze spali. Jedynie kierowca wciąż był przytomny. Nawet trenera zmorzył sen i teraz siedział na przednim siedzeniu cicho pochrapując.
       W tej właśnie ciszy obudziła się Silvia. Powoli otworzyła zaspane oczy i rozejrzała się. Było jej ciepło i wygodnie, choć na pewno spałoby się jej lepiej we własnym łóżku. Chciała wstać i przejść się po autokarze, by rozprostować nogi i sprawdzić, czy jest jedyną, która nie śpi. Nie siedziała jednak przy wyjściu, a przy oknie. Miejsce obok zajmowała Nelly, która chwilowo smacznie drzemała. Silvia nie chciała jej budzić, więc tylko westchnęła i spojrzała w okno. Ze zdziwieniem wpatrywała się w śnieg za oknem.
- Śnieg? O tej porze roku? Przecież to jest możliwe tylko...
- Nie wierzę! - krzyknęła na głos.
       Dziewczyna szybko wstała z siedzenia i przeszła obok Nelly i stanęła w przejściu. Przeszła kawałek i stanęła koło mężczyzny.
- Trenerze...
- Tak Silvio? - zapytał budząc się i przecierając oczy.
- Czy nasz obóz odbędzie się w szkole Fubukiego?
- U Fubukiego? - zapytał Kevin z końca autobusu.
       Dziewczyna ze zdumieniem odwróciła się w kierunku drużyny. Nikt już nie spał. Jej nagły krzyk zbudził wszystkich. Menadżerka poczuła jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce. Zawstydziła się tego, że zareagowała tak gwałtownie. W tej chwili jednak nikt się tym nie przejmował. Wszyscy wpatrywali się w skupieniu w trenera. Mężczyzna powiódł po nich wzrokiem, po czym odpowiedział:
- Panna Woods się nie myli. Odwiedzimy drużynę Fubukiego i spędzimy w ich szkole cały tydzień.
       Wszyscy patrzyli na trenera z niedowierzaniem, ale po chwili na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Popatrzyli po sobie z radością. W całym autokarze natychmiast rozgorzały rozmowy.
       Jude spojrzał na Axela z uśmiechem. Blaze odpowiedział mu tym samym. Nagle Sharp zorientował się, że pośród tych wszystkich głosów, nie słyszy tylko jednego. Odwrócił się w stronę przejścia mając zamiar obudzić Marka, gdy nagle zamarł. Na jego twarzy pojawiło się najpierw zdziwienie, a potem niepokój. Wstał nagle z miejsca i podbiegł do trenera.
- Proszę pana. Mark zniknął.
       Zapadła nagła cisza. Nikt nie powiedział ani słowa, przez kilka kolejnych sekund. Wszyscy wpatrywali się tylko w mężczyznę. Pierwszym, który przerwał to milczenie był Nathan.
- Ale przecież on nie mógł tak po prostu zniknąć. Na pewno gdzieś tutaj jest, tylko zasnął i teraz nas nie słyszy.
- Nie Nathan. Marka rzeczywiście tu nie ma.
- Jak to? - zapytali wszyscy ze zdziwieniem.
- W czasie gdy spaliście, mieliśmy krótki postój. Spotkaliśmy pewnego ucznia i Marka bardzo chciał z nim iść, więc mu na to pozwoliłem. Nie martwcie się o niego. Przybędzie na miejsce niedługo po nas.
       Po tych słowach mężczyzna zamilkł i usiadł na swoim miejscu. Jego wypowiedź sprawiła, że wszyscy się uspokoili. Ale i tak dziwili się temu, co się wydarzyło.
       Jude usiadł, po czym odwrócił się i spojrzał porozumiewawczo na Axela. Chłopak tylko skinął mu głową, po czym wpatrzył się w krajobraz za oknem. Sharp zrozumiał. Miał się nie martwić. Mark na pewno będzie cały. On również po chwili spojrzał w bok podziwiając zaśnieżone lasy. Był ciekaw, co też Evans robił w tej chwili...

***

W tym czasie głęboko w środku lasu...


- Jesteś pewien, że dobrze idziemy? - zapytał brązowowłosy chłopak idąc za przyjacielem i rozglądając się na boki.
- No jasne. Chodziłem już tędy setki razy.
- Skoro tak twier... - przerwał w pół słowa, gdy poleciał głową w śnieg. - Auć!
- Mark! - krzyknął białowłosy podbiegając do bramkarza. - Jesteś cały?
- Tak myślę.
- Co się stało?
- Potknąłem się chyba o jakiś wystający korzeń - jęknął chłopak.
       Fubuki spojrzał na niego z politowaniem.
- Oj Mark, Mark. Masz dzisiaj jakiś specyficzny dzień robienia sobie krzywdy. Najpierw ześlizgnąłeś się z górki, potem wpadłeś w krzaki, następnie wpadłeś na drzewo i cały się pokaleczyłeś igłami, a teraz to.
- Zamiast mi to wypominać mógłbyś pomóc, wiesz? - powiedział Mark, rzucając koledze żartobliwy uśmiech.
- Ok. No to wstawaj - powiedział Shirou podając rękę Evansowi, który uchwycił ją pewnie i stanął w pionie.
       Nie trwało to jednak długo. Już po kilku następnych krokach znów leżał na ziemi.
- Mark!
- To nie moja wina!
       Białowłosy tylko się uśmiechnął. Po chwili przybrał poważny wyraz twarzy i zaczął się nas czymś dogłębnie zastanawiać.
- O co chodzi? - zapytał Mark.
- Myślę jak cię przetransportować do szkoły, byś nie wyrządził sobie większej krzywdy.
- Oj tam, bez przesady. Nie jest jeszcze tak źle.
- Jeszcze - odparł z uśmiechem Fubuki. - Chodź. Mam pomysł.
       Po tych słowach poprowadził Evans w zupełnie innym kierunku niż wcześniej.
- Gdzie idziemy? - zapytał zaciekawiony bramkarz.
- Zaraz zobaczysz.
       Szli tak przez dobre kilkanaście minut. W końcu stanęli na wysokim wzgórzu, z którego rozciągał się widok na najbliższą okolicę.
- O jacie! Ale tu pięknie!
- Mhm...
- Co teraz? - zapytał zaciekawiony Mark.
- Teraz? Zjedziemy do szkoły.
       Mówiąc to, chłopka podszedł do wysokiego drzewa i wyciągnął zza niego dwie deski snowboardowe.
- WOW!
- Trzymaj - powiedział Fubuki dając jedną z desek Markowi. - Na wszelki wypadek zawsze trzymam tu dwie.
       Białowłosy szybko się oporządził ze sprzętem. Markowi nie poszło to tak sprawnie, ale i tak uwinął się w miarę szybko. Stanęli na zboczu. Wiatr dął im w plecy. Słońce powoli znikało za horyzontem.
- Gotowy? - zapytał Fubuki.
- Ale ty pamiętasz, że ja za dobrze nie umiem jeździć i mogę się po drodze wywalić?
- Wtedy się sturlasz. I tak będziemy szybciej niż na piechotę.
- W takim razie jestem gotowy - odpowiedział Mark z szerokim uśmiechem na ustach. - Jedziemy...

***

W szkole w Hokkaido...


       Drużyna piłkarska właśnie dojeżdżała na miejsce. Wrzawa się podniosła. Wszyscy prowadzili jeszcze bardziej zażarte dyskusje niż wcześniej. Wielu zawodników wyglądało przez okna. Jednym z nich był Kevin. Z niecierpliwością wypatrywał chwili, gdy znów spotka się z Fubukim. Nie tylko on był tym faktem podekscytowany. Nathan również pragnął ponownie spotkać się z przyjacielem. Szczególnie, że teraz, gdy Mark wrócił, mogli mu pokazać to, nad czym tak długo pracowali.
       Kolejnymi, wyjątkowo rozradowanymi osobami, byli Mikael o Sharus. Obaj nie mogli się doczekać chwili, gdy poznają wielkiego Fubuki Shirou, napastnika i obrońcę Inazumy Japan. Był świetnym zawodnikiem i obaj podziwiali jego umiejętności.
       W końcu dotarli na miejsce. Gdy tylko autokar się zatrzymał wszyscy czterej wymienieni powyżej chłopcy wypadli na zewnątrz, przepychając się wzajemnie. Zakończyło się to tym, że wszyscy wylądowali na śniegu jeden na drugim.
- Ej! Złaź ze mnie! - wrzeszczał Kevin.
- Ale to ty leżysz na mnie - odpowiedział mu Nathan.
- Ale na mnie też ktoś leży! - dalej wrzeszczał różowowłosy.
- Och, sorki - powiedział Sharus. - Już wstaję.
- No ja myślę. Nie zamierzam tu leżeć przez cały dzień - odpowiedział Dragonfly.
- Kevin! Gnieciesz mi żebra - wrzasnął Mikael.
- To nie moje wina! Jak twój koleżka ze mnie wstanie, to ja przestanę cię przygniatać.
- Sharus! Pospiesz się! - krzyknął z pod nich wszystkich Nathan.
       Po kilku minutach przekrzykiwania się i wyplątywania, wszyscy wreszcie stali na śniegu. Pozostała część drużyny zdążyła już wyjść z busa i przez cały ten czas, przyglądała im się z rozbawieniem.
       Niedługo później pojawili się członkowie zespołu szkoły Hokkaido. Nasi wcześniej wymienieni krzykacze, patrzyli uważnie na członków zespołów, szukając tej jednej, charakterstycznej twarzy i szarej czupryny.
- Gdzie jest Fubuki? - zapytał Nathan.
- Ach, poszedł gdzieś z samego rana. Powinien wrócić przed wieczorem.
       Chłopcy spojrzeli po sobie z markotnymi minami. Żałowali, że go tu nie ma. Liczyli na to, że będzie na nich czekał.
- Chodźcie - odezwał się jeden z zawodników. - Zaczyna się robić chłodno, a nie powinniście się rozchorować. Zaczekamy na niego w środku.
       Wszyscy więc podążyli w kierunku szkoły. Zostały im przydzielone trzyosobowe pokoje, w których mogli się rozlokować. Kevin poszedł razem z Mikaelem i Sharusem, Nathan z Zicco i Dakotą. Jack dzielił pokój z Vectorem, natomiast Jude i Axel zajęli ostatnie z wolnych pomieszczeń. Jedno łóżko pozostawało wolne. Obydwaj spojrzeli na nie z niepokojem. Zabrali rzeczy Evansa z autokaru i położyli przy jego posłaniu. Ale Marka nie było. Popatrzyli niespokojne w okno, mając nadzieję, że zobaczą go jak wyłania się ze śmiechem z lasu. Ale nic takiego nie nastąpiło. Czekali więc, rozmawiając, na powrót przyjaciela. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że zobaczą go dopiero następnego ranka...

W następnym rozdziale...

Nareszcie! Jesteśmy na obozie. Wczoraj z Fubukim mieliśmy mały problem z dotarciem na miejsce, ale to nic. Kto by się tym przejmował w obliczu dzisiejszego dnia? Gramy mecz z Fubukim. Już od dawna na to czekałem!

-------------------------------------------------------------------------------

Ok. Wiem, rozdział nie zachwyca. Chyba muszę przysiąść i znów zacząć oglądać Inazumę, bo jakoś nie mogę się wczuć w charaktery postaci. No, ale cóż. Mogło być gorzej. Zawsze mogłam zrobić z Fubukiego, seryjnego mordercę, który zabił Marka :P Hehe...
UWAGA! WAŻNE!
Mam problem z dodaniem zakładek, dlatego potrzebuję pomocy. "Zatrudniłabym" jedną osobę jednorazowo, by mi to dodała. To dla mnie bardzo ważne. Jeśli ktoś byłby skłonny mi pomóc niech napisze w komentarzu i wtedy się dogadamy.
DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ!
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Czekam na wasze opinie.
Pozdrawiam :D

17 komentarzy:

  1. Ja chcę pracę! Gollum chce prace! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok. Podaj mi swojego mail... Zaraz, mam twojego maila. Ok. W takim razie dodam cię jako administratora i ustawiłabyś mi te strony, z którymi nie mogę sobie poradzić. Co ty na to?

      Usuń
    2. Dzięki ci wielkie :D
      Kiedy będę miała to załatwione? :)

      Usuń
    3. Chciałam dzisiaj,ale niestety chyba mi się nie uda :c
      Postaram się jak najszybciej c:
      A kiedy ty byś chciała to mieć najpóźniej?

      Usuń
    4. Tak przed 7 stycznia. Muszę jeszcze te zakładki podworzyć :-)
      Jeszcze raz wielkie dzięki.

      Usuń
    5. Aaaa.... To spokojnie xD Teraz musisz mnie mianować administratorem bodajże i podać nazwy stron, a ja je zrobię ^^

      Usuń
    6. Ok, a więc tak.
      Primo - dodana zostałaś juz jako administrator
      Secundo - wszystkie strony są w stronach i jest ich tam bodajrze pięć
      Pięć?... Tak, zgadza się, pięć: bohaterowie, zdjęcia, chat, spamownik, blogi które czytam
      Taaaak... No cóż, to chyba wszystko. Zastanawiam się jeszcze tylko, czy umieścić zakładki u góry, czy z boku. Jakoś nie moge się zdecydować. Doradzisz?

      Usuń
    7. Nwm.... Dla mnie to obojętne ^^
      Aczkolwiek ja bardziej lubię po boku :3

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. Z boku, ale jeśli nie bedzie mi się podobało, to oproszę, żebyś mi to zmieniła na ten drugi. Ok?

      Usuń
    10. Spoko ^^ Już zaczynać?

      Usuń
  2. Mark ty niezdaro(mówie załamanym głosem). Szkoda gadać a te deski to Mark na bank się zabije. Rozdział super. Musiałam powstrzymywać się od śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...czeeeeść... *lekko zakłopotana po przeczytaniu twoejgo komentarza u mnie*
    Więc... Rozdział mi się bardzo podobał. I jeszcze Mark :D Jakbym widziała siebie, nooo XD
    Trochę się martwię tym - "Nie zdawali sobie sprawy z tego, że zobaczą go dopiero następnego ranka..."
    Mark się chyba nie połamie???? 'O.o o.O'
    Dooobra ^^ Weny i czekam na następny :)
    I przepraszam ^^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mu nie będzie. Nie połamie się, o to się nie martw :-)

      Usuń
  4. Dzisiaj powstał serwer na discordzie o tematyce Inazumy Eleven. Co tam będzie się działo? W skrócie będziemy razem pisać, gadać, główkować, fangirlować, dzielić się swoimi shipami, artami i tak dalej... Tu masz zaproszenie:

    https://discord.gg/pTekPMy

    Po założeniu discorda wystarczy, że w nie klikniesz. Przy okazji, na początku wiem, że będzie nas tam mało a chciałabym by ten serwer się rozwijał więc jeżeli możesz, to zareklamuj to u siebie w książce lub zaproś tam swoją przyjaciółkę. Będzie mi naprawdę miło. A no i oczywiście za zapraszanie wielu, wielu ludzi mogą być jakieś wyższe rangi lub inne fajne nagrody. Jeżeli masz jakieś pytania, na wszystko odpowiem. Ahh, zapomniałabym, na 27 odcinek w dubbingu polskim odbędzie się jakaś impreza, coś jeszcze wymyślimy. Przypominam o dołączaniu i reklamowaniu. Prepraszam za spam ;__;

    OdpowiedzUsuń