poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 4 - Sprawy z przeszłości

Rozdział ze specjalną dedykacją dla... Starunna. Dziękuję, że jesteś, czytasz i że komentujesz moje marne wypociny :D


Po treningu...


- To był udany dzień! - stwierdził Mark.
- Oj tak - odpowiedział z uśmiechem Jude, a Axel skinął na potwierdzenie głową.
       Wszyscy trzej właśnie się przebierali. Reszta towarzystwa już wyszła. Mieli się spotkać na treningu jutro po południu.
- Hej, Mark? - zapytał Axel.
- Tak?
- Co sądzisz o tych nowych?
- Co o nich sądzę? Hm... - zamyślony podrapał się po głowie. - Tak szczerze, to nie wiem za bardzo. Wydają się być w porządku.
- To nie kosmici? - zapytał Jude z lekkim uśmiechem.
- Znowu? - speszył się Mark, jednak na jego twarzy pojawił się uśmiech.
       Axel i Jude patrząc na przyjaciela również się uśmiechnęli. Cieszyli się, że znów będą mogli grać z nim w piłkę.
       W końcu, kiedy już wszyscy troje się przebrali, wyszli z szatni i razem ruszyli ku wyjściu. Tam się rozstali, gdyż było już późni i każdy szedł w inną stronę do domu. Mark skręcił w lewą stronę i szedł tak chwilę zamyślony. Nowa drużyna wydawała się być dobra. Może również i w tym roku uda im się wygrać Strefę Footballu. Ale chłopak nadal nie widział popisowych strzałów zawodników.
- Trzeba by jutro potrenować raczej pod tym kontem. - stwierdził.
       Nagle tuż przed sobą zobaczył chłopaka o ciemnej karnacji i sięgających ramion czarnych włosów.
- Dakota! - krzyknął za nim.
       Nastolatek odwrócił się zdumiony, a widząc machającego w jego stronę kapitana, zatrzymał się. Mark podbiegł do niego i wyszczerzył zęby w uśmiechu, na co w odpowiedzi Dakota lekko się uśmiechnął.
- Jak tam po pierwszym treningu?
- Nie jest źle - odpowiedział.
- Jak oceniasz pozostałych zawodników?
- Mnie o to pytasz? - zapytał bardzo zdziwiony.
- A kogo innego? W końcu należysz do drużyny. Grałeś z innymi. No i wydajesz się być naprawdę genialnym graczem.
- Na pewno walczyłeś z wieloma lepszymi ode mnie.
- Każdy jest dobry na swój sposób. To zależy od siły, techniki i charakteru osoby. Jeśli chodzi o ciebie, to masz bardzo silną osobowość. Czułem to w twoich strzałach. A poza tym, jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim stylem gry. Chciałbym zobaczyć twój firmowy strzał - odpowiedział z rozmarzoną miną. - No i oczywiście go zatrzymać - dodał na koniec z uśmiechem.
- Jutro ci go zademonstruje - odpowiedział chłopak, a na jego ustach pojawił się niepewny uśmiech.
- Po co czekać do jutra? Pokaż mi go teraz. Za chwilę, będziemy przechodzić obok boiska. Możemy tam sobie trochę postrzelać.
- Jeśli chcesz - stwierdził obojętnie.
       W głębi duszy był jednak zadowolony z propozycji bramkarza. Mark sprawiał wrażenie postaci zawsze optymistycznej i wesołej. Widać było, że jest otwartą osobą, a swoim zachowaniem wzbudzał dość duże zaufanie. Mimo, że Dakota nie był osobą otwartą, czy ufną wobec ludzi, to jednak Evans, był postacią tak prostolinijną, że z miejsca polubił tego zawsze radosnego chłopaka. Choć musiał mu przyznać, że gdy była tak potrzeba, potrafił się ostro zachować. Spojrzał na Marka biegnącego przed nim w kierunku boiska. Uśmiechnął się i podążył za nim...

***

 

W tym czasie w środku miasta...


       W centrum miasta, ulicami przechadzał się pewien chłopak. Szedł przed siebie, do domu, nie patrząc na nic. Wpatrywał się w kafelki chodnika rozmyślając o wszystkich wydarzeniach tego dnia. Nagle uderzył w coś, a może raczej kogoś. Obie postaci się przewróciły.
- Oj, przepraszam - powiedział nasz zamyślony bohater pomagając wstać drugiej osobie. - Zicco!
- Nathan!
- Co ty tu robisz?
- Wracam do domu. A ty.
- Też.
- Gdzie mieszkasz?
- Trzy przecznice stąd.
- Och, to mam akurat po drodze. Może pójdziemy razem? - zaproponował.
- Czemu nie - stwierdził Nathan.
       Szli przez chwilę w ciszy, którą jako pierwszy przerwał Zicco.
- Opowiedz mi o Marku.
- O Marku? - spytał Nathan ze zdziwieniem, patrząc na swojego towarzysza.
- Acha. On jest taki... Taki...
- Zakochany w piłce nożnej - dokończył ze śmiechem niebieskowłosy.
- Dokładnie - odparł Zicco z uśmiechem. - Jeszcze nigdy nie widziałem takiego człowieka. Kiedy tylko go zobaczyłem, od razu chciałem powierzyć mu wszystkie swoje tajemnice. A gdy tylko usłyszałem jego pierwsze słowa, które do mnie powiedział, natychmiast chciałem z nim zagrać.
- To cały Mark - odpowiedział Nathan przenosząc wzrok na niebo, a niebieskooki spojrzał na niego pytająco. - Nie ważne czy to noc czy dzień, słońce czy deszcz on zawsze gra w piłkę. I w dodatku zawsze ma uśmiech na twarzy. Jak już dzisiaj zapewne zauważyłeś, potrafi się jednak nieźle wydrzeć, ale to wszystko robi dla piłki nożnej. Widać po nim, że to kocha.
       Na twarzy Zicco pojawił się uśmiech i po chwili chłopak przeniósł wzrok na niebo, jednak niemal natychmiast spuścił wzrok.
- Co jest? - zapytała zaniepokojony Nathan.
- Co? Nie nic - odparł chłopak ze sztucznym uśmiechem.
- No dobra, ja już jestem na swojej ulicy. Do zobaczenia jutro - powiedział niebieskowłosy machnąwszy koledze na pożegnanie.
- Tak. Do zobaczenia - odpowiedział Zicco i ruszył dalej, w kierunku własnego domu.
       Idąc tak w ciszy spojrzał w górę, na czyste, błękitne niebo, jednak już po chwili spuścił głowę z westchnieniem.
- Czemu to wszystko musi być takie skomlikowane? Dlaczego nie mogę tak po prostu zostawić przeszłości za sobą? - zastanawiał się.
       Nagle kątem oka, po prawej stronie ulicy, dostrzegł cień. Natychmiast odwrócił głowę w tamtą stronę. Nic jednak nie  zauważył.
- Jestem coraz bardziej przewrażliwiony - stwierdził, po czym odszedł w kierunku domu.
       Nie wiedział jednak, że wcale nie miał przewidzeń. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że tam, w cieniu stał mężczyzna w szarej kurtce, który go obserwował i podążał za nim jak cień, przez cały czas...

***

 

Na boisku nad rzeką...


       Mark stanął w bramce. Był w stroju sportowym. Klasnął w ręce, na których miał już rękawice. Naprzeciw niego stał Dakota. On również się przebrał.
- Gotowy?
- Jasne! - krzyknął podniecony Evans.
       Dakota ruszył przed siebie z piłką. Biegł prosto w kierunku bramki, coraz bardziej się rozpędzając. Kilkanaście metrów przed swoim celem, wybił się do góry i wrobił salto do tyłu, wyrzucając przy tym piłkę nad siebie. Wylądował na ziemi i ponownie skoczył. Wykonał dwa salta do tyłu, po czym będąc głową w dół, kopnął mocno w kierunku bramki.
- Lawina! - krzyknął
       Piłkę zaczęły otaczać skały, biorące się jakby znikąd. Evans przyglądał się temu zafascynowany. Strzał był naprawdę niesamowity, a nazwa, idealnie dobrana. Mark jednak, za żadne skarby nie mial zamiaru przepuścić tego strzału.
- Pięść Sprawiedliwości!
       Przez chwilę walczył z siłą ataku, jednak strzał był dużo silniejszy, niż początkowo przypuszczał. Po chwili 'Lawina' przebiła 'Pięść Sprawiedliwości' Marka i piłka wpadła do siatki. Bramkarz i napastnik wpatrywali się w piłkę. Evans po chwili ją podniósł i popatrzył na nią.
- Co za niesamowita siła. Dawno nie spotkałem zawodnika, który miałby aż tak duże pokłady energii - pomyślał.
- Niesamowite. - pomyślał w tej samej chwili Dakota. - Jego 'Pięść Sprawiedliwości' była wystarczająco silna, by stawiać zaciekły opór 'Lawinie'. Było blisko, żeby zatrzymał ten strzał.
       Spojrzeli na siebie nawzajem. Po chwili Mark z szerokim uśmiechem podbiegł do Dakoty.
- To było niesamowite - stwierdził z podekscytowaniem, a w jego oczach płonęły radosne iskierki.
- Dzięki. Ale tobie też poszło świetnie. - stwierdził napastnik, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
       Chłopak coraz bardziej lubił Marka.
- Powtórzmy to! - poprosił bramkarz, aż kipiąc energią. - Tym razem to zatrzymam.
       Dakota skinął głową, a Evans wrócił na swoją pozycję. Indianin popatrzył na niego i westchnął. Żałował, że nie spotkał tego gościa wcześniej. Był inny, niż go sobie wyobrażał. Ale jego wyobrażenia, nawet w połowie nie oddawały nawet połowy prawdziwego Marka.
- Gotowy Mark?
- No jasne! - odkrzyknął chłopak ze swojej pozycji.
- Więc nadchodzę.
       Dakota ponownie pobiegł w kierunku bramki. Wyrzucił piłkę w górę, odbił się od ziemii, zrobił dwa salta i już miał oddać kolejny strzał, gdy nagle niewiadomo skąd pojawił się chłopak, mniej więcej w ich wieku i odebrał piłkę napastnikowi, po czym zgrabnie wylądował kilka metrów dalej. Indianin również opadł na ziemię i się obejrzał, by zobaczyć, kto przejął jego piłkę. Gdy zobaczył twarz przybysza, cały zesztywniał. Twarz mu stężała, usta zacisnął w wąską linię. Cały aż drżał z napięcia i zdenerwowania, które go ogarnęło. Nie spodziewał się go tutaj. Miał nadzieję, że już nigdy go nie spotka. Jak widać, pomylił się. Nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu powiedział:
- Ty...

***

Na obrzeżach miasta...


       Chłopak o filetowych włosach, podążał przed siebie ulicą. Nie rozglądał się. Nie podnosił wzroku. Ręce trzymał w kieszeniach marynarki szkolnej. Włosy opadały mu na twarz. Gdyby podniósł wzrok, zobaczyłby trzech nastolatków, przyglądających mu się z wąskiej uliczki. Ale on nie musiał podnosić wzroku. Wiedział, że tam są. Na jego obliczu, pojawił się wredny uśmiech. Wciąż jednak udawał, że niczego nie widzi. Szedł obojętnie dalej, poruszając się niedbałym krokiem.
       Minął zaułek i ruszył dalej. Czyżby nie zamierzali iść za nim? Nagle zrozumiał. To był podstęp. Przed sobą miał dwóch nastolatków, którzy zagrodzili mu drogę.
- A ty dokąd się wybierasz?
- Do domu - odparł beznamiętnie.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię!
- Bo co? - zapytał chłopak nie podnosząc głowy.
- Bo ci nieźle dołożymy mięczaku.
- Wiesz co? Wal się - odpowiedział fioletowowłosy podnosząc głowę, po czym splunął, zagradzającemu mu drogę nastolatkowi, prosto w twarz.
- Uważaj Vector - syknął tamten, ścierając sobie ślinę z oczu. - Jesteśmy niebezpieczni. Zawsze możemy dać ci nauczkę.
- Wy? Mnie? Jeszcze czego.
- Nie ignoruj nas. Powinieneś się nas raczej bać.
- Raczej wy mnie - odpowiedział Vector, po czym wybił się w kierunku bloku, odbił się od ściany i wylądował lekko, za zaskoczonymi nastolatkami.
- Nie mogę wam zrobić krzywdy, bo wylecę z drużyny. Was tyczy się to samo. Ale to nie znaczy, że przestałem być niebezpieczny - odparł odwracając głowę i po raz pierwszy patrząc na przybyszy.
       Ci cofnęli się o krok widząc złowieszczą iskrę w oczach fioletowowłosego.
- To, że odszedłem nic nie zmienia. Nadal znam parę sztuczek. Więcej niż wy. I to ja, jestem tutaj największym zagrożeniem.
       Po tych słowach ponownie spuścił głowę i odwróciwszy się, udał w kierunku domu...

 

***

I znów wracamy do wydarzeń nad rzeką...


- Nie cieszysz się na mój widok? - zapytał chłopak, z cwanym uśmieszkiem na ustach.
       Pierwszy szok minął, a zastąpiła go złość.
- Co ty tu robisz? Wynoś się stąd.
- Kto to jest? - zapytał Mark podchodząc.
- Nieważne - odpowiedział Dakota, wciąż wściekły.
- Nawet mnie nie przedstawisz? - zapytał przybysz.
- Wynoś się, albo ci w tym pomogę! - wrzasnął i napiął się, by rzucić się na nowego.
       Nagle poczuł na ramieniu mocny uchwyt. Odwrócił głowę i zobaczył Marka. Był zaniepokojony. Jego mina wyrażała niepewność, ale równocześnie był opanowany. Kiedy Evans poczuł na sobie wzrok Indianina lekko się do niego uśmiechnął i skiną do niego głową. To uspokoiło Dakotę. Odetchnął głęboko, po czym już nieco spokojniejszym głosem, choć wciąż ostrym zwrócił się do przybysza:
- Wynoś się stąd. Nie chcę cię już więcej widzieć.
- Raczej nie będziesz miał takiego przywileju - stwierdził tamten.
       Krew zagotowała się w żyłach ciemnoskórego, jednak nie dał tego po sobie znać.
- Odejdź - ponownie nakazał.
- Nie ma sprawy - odpowiedział tamten, kopiąc piłkę w kierunku dwóch piłkarzy i odwrócił się.
       Odchodził już i Dakota nieco się uspokoił, gdy tamten nagle, odwrócił się po raz ostatni i powiedział:
- Nie licz jednak na to, że zapomnimy. Wiemy już gdzie jesteś. Jeszcze za wszystko odpowiesz.
       Po tych słowach przybysz zniknął niemal tak nagle jak się pojawił. Dakota poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają. Mięśnie zaczęły mu drżeć pod skórą. Nogi miał jak z waty. Odnaleźli go. Nie był już bezpieczny.
- Co ci jest? - zapytał Mark.
       Dopiero teraz Dakota zorientował się, że chłopak wciąż tam był. Miał wyjątkowo poważną minę. To było, aż dziwne.
- Nic - odparł z wymuszonym uśmiechem.
- To przez niego, prawda? - zapytał bramkarz.
       Napastnik spojrzał na niego ze zdziwieniem. Nie wiedział, że chłopak potrafi być... Hmmm... Taki. Wydawało się, że widzi wszystko. Nawet to, co nie zostało wypowiedziane na głos.
- To... Nic wielkiego... - spróbował wybrnąć z sytuacji.
       Mark nie dał się jednak zwieść. Patrzył przenikliwie na Dakotę, który patrzył na niego przez chwilę, jednak po chwili, spuścił wzrok. Nie był w stanie wytrzymać tego spojrzenia.
- Wiesz... Ja już chyba pójdę do domu. To, ten... Pogramy jutro, co nie? Tak, więc... Na razie...
       Po tych słowach odwrócił się i najzwyczajniej w świecie, po prostu uciekł...

***

 

W domu Dakoty...


       Chłopak siedział na łóżku i wpatrywał się w krajobraz za oknem. Myślami wrócił do wydarzeń na boisku nad rzeką. Jak to możliwe, że znaleźli go tak szybko? Przecież nikt nie wiedział o jego zamiarach. Teraz będą robić wszystko, żeby wrócił. Był tego pewien. Najgorsze było to, że miał o co się martwić. Jego brat wciąż tam był. Mogą go wykorzystać. Przez małego, zmuszą go do tego, żeby im się podporządkował. Ale on nie chciał. Jedynym, czego pragnął, była możliwość grania w piłkę, tak jak zawsze tego chciał. Granie w piłkę, w którą grał Mark.
       Dakota podniósł piłkę i położył ją przed sobą na łóżku. Nogi podciągnął pod brodę i oparł podbródek na kolanach. Bał się. I to śmiertelnie. Nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Wiedział tylko jedno. Nie podda się. Będzie grał. Tak jak chce i z kim chce. Dla rodziców. Dla babci. Dla brata. Dla drużyny. I przede wszystkim, dla Marka Evansa...

W następnym odcinku...

Dakota coś przede mną ukrywa. Nie wiem jeszcze co, ale się dowiem. Jak nie teraz, to wkrótce. Ale nie on jeden. Mam wrażenie, że z Vectorem również dzieje się coś dziwnego, tylko co? Zicco również dziwnie się zachowuje. Co tutaj się dzieje. Może jak zagramy razem w piłkę, to kilka spraw się wyjaśni. Ale zaraz. Ktoś mi powie co to za dziewczyna?

------------------------------------------------------------------------

Rozdział wreszcie jest. Przepraszam, że tak późno. Ale dobrze, że wogóle jest.
   Przepraszam, że zapowiedzi nie będą się dokładnie pokrywały z następnymi odcinkami. Wymyślam wszystko na bierząco. Parę spraw, tych głównych, mam już obmyślonych, ale reszta wychodzi w praniu dlatego nie zawsze wszystko będzie się ze sobą zgadzać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
   Kolejna sprawa. Żeby było jasne. Określenie ciemnoskóry, nie ma ani trochę negatywnego wydźwięku. Dakota jest po prostu Indianinem, więc ma inny odcień skóry.
   No i ostatnie. Bardzo jestem ciekawa waszych domysłów dotyczących Dakoty, Zicco i Vectora. Każdy z nich ma inną historię. Macie jakieś pomysły, co im się mogło przydarzyć w przeszłości?
Pozdrawiam, życzę miłego czytania, dziękuję za wszelkie komentarze i proszę o więcej :D

9 komentarzy:

  1. Do Vectora nasówa mi się nielegalny gang(wiem gupie)
    Zicco to niewiem.
    Dakota to mi się nasówa wiele teori. Zwłaszcza jedna.(detektyw ze mnie kiebski.) Super rozdział. A i zapraszam cię na beybladexx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadnę. A co do Vectora, to nie. Nie należy do żadnego gangu. Ale faktycznie jest ciut mroczny :)

      Usuń
  2. Gomen! Gomen! Gomen!
    Miałam strasznie dużo zajęć, nie mogłam przeczytać... D:
    Ale wracajmy do rozdziału...
    WOOOW :D
    Calutki Markuś ( <3) *odwala mi* O.o
    :D Rozdział świetny :*
    A co do tej trójki... Hmm... Może mieli jakieś... takie słowo, żeby nie napisać kryminalne...orginalne przeżycia z piłką nożną (xD) albo jakaś dramatyczna historia, dołączenie, rozmyślenia, smutek... odłączenie się od drużyny,szczęścia radość ale też zdrada przyjaciół...
    Nie wiem XD
    Powodzenia, i pamiętaj, jestem z tobą :D
    "Mogą zapomnieć, co powiedziałaś, ale nigdy nie zapomną, jak sprawiłaś, że się poczuli."
    Trzymaj się :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że ci się podoba. On trzej faktycznie mają sporo przygód z piłką nożną. Szczególnie Zicco. Myślę, że to jego historia jest najciekawsza. Problemy Dakoty, chyba jako jedyne, nie wiąrzą się z piłką nożną całkowicie.
      Mam nadzieję, że już w weekend będzie nowy rozdział :D

      Usuń
  3. Boziu *-*
    Kocham twoje rozdziały dziewczyno!
    Nawet teraz gdy pogubiłam się w tych wszystkich postaciach, już sama nie wiem które wymyśliłaś ty, a które Japończycy, ale i tak rozdział cudowny *-*
    Ale lecę przeczytać ten rozdział z niespodzianką *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gomen!
      Wiem, niewiele tutaj jest wyjaśnione, ale skoro ci sie podoba, to jest dobrze :D

      Usuń
  4. Super rozdział!! Podoba mi się!! Kiedy 5 rozdział? Spodziewałam się więcej niż 4 rozdziałów! No ludzie!! Weźcie sie do roboty!!!!! Są wakacje a ja nie mam co czytć!?!?!?!????!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :D Ale tak tylko wspomnę, że napisałam już 10 rozdziałów, więc masz jeszcze 6 do przeczytania ;)

      Usuń